Daddy's Home (2015)
Kolejna po "Siostrach" komedia, która broni się tak naprawdę dzięki dynamice gwiazd. Gdyby nie Wahlberg i Ferrell "Tata kontra tata" nie byłby warty uwagi. Ale jeśli chcecie naprawdę zobaczyć, na co stać ten duet, to lepiej zrobicie sięgając po "Policję zastępczą". Tam się można pośmiać, tu jedynie uśmiechnąć.
Tak, "Tata kontra tata" nie jest w połowie tak zabawnym filmem, jak sugeruje to zwiastun. Głównie dlatego, że w zwiastunie pokazano praktycznie wszystkie fajne sceny i to w skondensowanej formie, co wielu gagom wyszło na korzyść. Po drugie komedii nie służy sposób prezentacji dwójki głównych bohaterów. Choć jest to film bazujący na konfrontacji odmiennych charakterów, to humor powinien wynikać z konsekwencji tego kim są, ale same postaci powinny budzić podobną sympatię/antypatię. Jednak tutaj równowaga została bardzo mocno zachwiana. Postać grana przez Ferrella jest żałosną ofiarą losu, która wywołuje jedynie litość. Przez 3/4 filmu nic nie robi, tylko przegrywa jedną potyczkę za drugą. Twórcy są tak okrutni, że nawet kiedy ma on okazję się wykazać, los stanie mu na przeszkodzie. To budzi dyskomfort, na co ani reżyser ani scenarzyści nie mają recepty. Kiedy więc dochodzi do finału, w którym wszystko ma się znaleźć na właściwym miejscu, miałem wrażenie, że twórcy po prostu oszukują. Konkluzja nie wynika bowiem z tego, co zobaczyłem wcześniej, a jest po prostu wyciągnięta z kapelusza i podana na zasadzie "bo tak nam się podoba".
Odnoszę też wrażenie, że film jest zbyt łagodny. Podobnie jak "Siostry", nie wykorzystuje on w pełni możliwości rodzących się z konfliktu tak odmiennych osób jak bohaterowie grani przez Ferrella i Wahlberga. Stąd też miałem wrażenie, że oglądam komedię-kastrata, w której brakuje co najmniej kilku scen, gdzie humor byłby bardziej rubaszny (jedynym jego przejawem jest wizyta u specjalisty od płodności, która to scena tym bardzie uwidacznia komediowe braki).
Ocena: 5
Tak, "Tata kontra tata" nie jest w połowie tak zabawnym filmem, jak sugeruje to zwiastun. Głównie dlatego, że w zwiastunie pokazano praktycznie wszystkie fajne sceny i to w skondensowanej formie, co wielu gagom wyszło na korzyść. Po drugie komedii nie służy sposób prezentacji dwójki głównych bohaterów. Choć jest to film bazujący na konfrontacji odmiennych charakterów, to humor powinien wynikać z konsekwencji tego kim są, ale same postaci powinny budzić podobną sympatię/antypatię. Jednak tutaj równowaga została bardzo mocno zachwiana. Postać grana przez Ferrella jest żałosną ofiarą losu, która wywołuje jedynie litość. Przez 3/4 filmu nic nie robi, tylko przegrywa jedną potyczkę za drugą. Twórcy są tak okrutni, że nawet kiedy ma on okazję się wykazać, los stanie mu na przeszkodzie. To budzi dyskomfort, na co ani reżyser ani scenarzyści nie mają recepty. Kiedy więc dochodzi do finału, w którym wszystko ma się znaleźć na właściwym miejscu, miałem wrażenie, że twórcy po prostu oszukują. Konkluzja nie wynika bowiem z tego, co zobaczyłem wcześniej, a jest po prostu wyciągnięta z kapelusza i podana na zasadzie "bo tak nam się podoba".
Odnoszę też wrażenie, że film jest zbyt łagodny. Podobnie jak "Siostry", nie wykorzystuje on w pełni możliwości rodzących się z konfliktu tak odmiennych osób jak bohaterowie grani przez Ferrella i Wahlberga. Stąd też miałem wrażenie, że oglądam komedię-kastrata, w której brakuje co najmniej kilku scen, gdzie humor byłby bardziej rubaszny (jedynym jego przejawem jest wizyta u specjalisty od płodności, która to scena tym bardzie uwidacznia komediowe braki).
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz