Triple 9 (2016)
Gratulacje dla Johna Hillcoata. Za to, że potrafił z "Psów mafii" uczynić wciągający film pomimo braku fabuły. Kilkanaście rozbudowanych postaci, zwroty akcji, piętrowe zależności. I co z tego? Nic. Mafijny wątek jest kretyński, czego najlepszym dowodem jest to, że twórcy nawet go nie zamknęli (bo choć mega rozbudowany, był w rzeczywistości niczym więcej li tylko pretekstem). Scenariusz musiał stanowić taki burdel, że Kate Winslet najwyraźniej nie zrozumiała, że gra w poważnym filmie. Jej Irina wydaje się mieć więcej wspólnego z Rhondą z "Grimsby'ego" czy Mugatu z "Zoolandera" niż z poważnymi złoczyńcami. Co – jak się okazuje – nie ma dla kształtu filmu znaczenia.
To, że "Psy mafii" da się obejrzeć, jest wyłącznie zasługą Hillcoata oraz operatora i montażysty. Jest to bowiem film bardzo wizualny, przemawiający obrazami, a nie fabułą. Dwie sceny akcji (napad na bank, pościg i strzelanina za handlarzem narkotykami) to majstersztyki, którymi mógłbym się zachwycać godzinami. Hillcoat fajnie też filmuje i policjantów i meksykańskich osiedlowych kryminalistów. Natomiast koszer-nostra już mu tak dobrze nie wyszła. Pomysł, by syn jednego z bohaterów ciągle chodził z jarmułką na głowie, to już była lekka przesada. A chasydzcy rzeźnicy z jakiegoś powodu robili na mnie wrażenie, że lepiej by wypadli w filmie z Adamem Sandlerem (np. w "Nie zadzieraj z fryzjerem").
Fajnie się to ogląda, ale jest to tak puste, że z kina mimo wszystko wyszedłem z poczuciem, że zmarnowałem 2,5 godziny życia (licząc reklamy i zwiastuny przed filmem).
Ocena: 5
To, że "Psy mafii" da się obejrzeć, jest wyłącznie zasługą Hillcoata oraz operatora i montażysty. Jest to bowiem film bardzo wizualny, przemawiający obrazami, a nie fabułą. Dwie sceny akcji (napad na bank, pościg i strzelanina za handlarzem narkotykami) to majstersztyki, którymi mógłbym się zachwycać godzinami. Hillcoat fajnie też filmuje i policjantów i meksykańskich osiedlowych kryminalistów. Natomiast koszer-nostra już mu tak dobrze nie wyszła. Pomysł, by syn jednego z bohaterów ciągle chodził z jarmułką na głowie, to już była lekka przesada. A chasydzcy rzeźnicy z jakiegoś powodu robili na mnie wrażenie, że lepiej by wypadli w filmie z Adamem Sandlerem (np. w "Nie zadzieraj z fryzjerem").
Fajnie się to ogląda, ale jest to tak puste, że z kina mimo wszystko wyszedłem z poczuciem, że zmarnowałem 2,5 godziny życia (licząc reklamy i zwiastuny przed filmem).
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz