Zoolander 2 (2016)
Kiedy zobaczyłem oceny krytyków, a potem wyniki box office'owe, to zacząłem się bać, że coś jest nie tak z "Zoolanderem 2". Obawy tym bardziej uzasadnione, że twórcy powracają do bohaterów po bardzo długiej przerwie, a takie powroty nie zawsze się udają. Ale na szczęście okazało się, że po prostu większość oglądających nie nadaje na tej samej komediowej fali co twórcy. Mnie to na szczęście nie dotyczyło. I na filmie bawiłem się doskonale.
"Zoolander 2" jest rozkoszną mieszanką idiotyzmu i inteligencji. Żarty balansują na granicy absurdu akceptowalnego dla przeciętnego widza (dzikie ostępy New Jersey czy Malibu). Spora część gagów ma charakter "inside joke'ów", które załapią jedynie wtajemniczeni. Chcę wierzyć, że mimo wszystko są one czytelne dla wszystkich, jak choćby Susan Sarandon cytująca tekst piosenki, którą śpiewała w "Rocky Horror Picture Show". Inne są przeznaczone wyłącznie dla tych, którzy dobrze orientują się w latach 80. i 90. Kiedy kończą się cytaty ze Stinga i Frankie Goes to Hollywood, zaczynają się schody dla tych, którzy nie są "dinozaurami" jak Derek i Hansel.
Film śmieje się z wyświechtanych form narracyjnych. A jednocześnie mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Liczba gwiazdorskich epizodów jest oszałamiająca. Czasem nie warto mrugać, bo można kogoś przegapić (Olivia Munn). Jeśli do czegoś miałbym się przyczepić, to chyba jedynie do tego, że całość nie jest aż tak odjechana, jak być mogła. Mam wrażenie, że twórcy mimo wszystko temperowani swój humor, by ograniczyć ezoteryczność filmu. Jak się okazało (po wynikach sprzedaży) zupełnie niepotrzebnie, bo nie przyniosło to spodziewanych rezultatów.
Ocena: 7
"Zoolander 2" jest rozkoszną mieszanką idiotyzmu i inteligencji. Żarty balansują na granicy absurdu akceptowalnego dla przeciętnego widza (dzikie ostępy New Jersey czy Malibu). Spora część gagów ma charakter "inside joke'ów", które załapią jedynie wtajemniczeni. Chcę wierzyć, że mimo wszystko są one czytelne dla wszystkich, jak choćby Susan Sarandon cytująca tekst piosenki, którą śpiewała w "Rocky Horror Picture Show". Inne są przeznaczone wyłącznie dla tych, którzy dobrze orientują się w latach 80. i 90. Kiedy kończą się cytaty ze Stinga i Frankie Goes to Hollywood, zaczynają się schody dla tych, którzy nie są "dinozaurami" jak Derek i Hansel.
Film śmieje się z wyświechtanych form narracyjnych. A jednocześnie mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Liczba gwiazdorskich epizodów jest oszałamiająca. Czasem nie warto mrugać, bo można kogoś przegapić (Olivia Munn). Jeśli do czegoś miałbym się przyczepić, to chyba jedynie do tego, że całość nie jest aż tak odjechana, jak być mogła. Mam wrażenie, że twórcy mimo wszystko temperowani swój humor, by ograniczyć ezoteryczność filmu. Jak się okazało (po wynikach sprzedaży) zupełnie niepotrzebnie, bo nie przyniosło to spodziewanych rezultatów.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz