Солнечный удар (2014)
Film paradoks. Co w tym przypadku nie jest zaletą. "Udar słoneczny" chce być wielkim eposem o Rosji, ale częściej wygląda jak biedny teatr. Próbuje opowiedzieć historię kluczowego spotkania, ale co chwilę zbacza na manowce dygresji. Stara się zachwycić wizualną kompozycją, lecz oferuje jedynie puste piękno wyrachowanej maestrii. Ostatecznie film okazuje się być niczym góra puchu: pozornie wydaje się monumentalna, kiedy jednak puch się ubije, okaże się, że tak naprawdę niewiele zostaje.
Przede wszystkim "Udar słoneczny" jest zwyczajnie nudny. Michałkow odurza się powolną narracją, każdą scenę pieczołowicie rozciąga do granic możliwości. Potrafi na przykład na dwie minuty zatrzymać się na kieliszku z szampanem. W 9 na 10 przypadkach takie powolne budowanie scen jest kompletnie bezcelowe. Zaś w tych kilku momentach, gdy naprawdę mogłoby zrobić wrażenie, nie robi go, ponieważ sceny te niczym się od reszty nie wyróżniają, a więc giną w tłumie.
Pomysł, by mieszać tropy i dopiero na końcu pokazać, co się tak naprawdę liczyło, też spalił na panewce. Głównie przez fakt, że reżysera rozprasza zbyt wiele wątków pobocznych. A i te najważniejsze nie wybrzmiewają, ponieważ reżyser za bardzo bawi się w metafory i symbole. Gdzieś na trzecim planie pojawiają się ciekawe obserwacje na temat przyczyn, dla których Rosja carska zamieniła się w Kraj Rad. Ale trzeba być naprawdę bardzo cierpliwym, by sklecić z tego obraz. Kiedy to się uda, to okazuje się, że film mógłby trwać godzinę krócej, a nikt by na tym nie stracił.
Szkoda, że twórca "Cyrulika syberyjskiego" artystycznie starzeje się bez wdzięku.
Ocena: 3
Przede wszystkim "Udar słoneczny" jest zwyczajnie nudny. Michałkow odurza się powolną narracją, każdą scenę pieczołowicie rozciąga do granic możliwości. Potrafi na przykład na dwie minuty zatrzymać się na kieliszku z szampanem. W 9 na 10 przypadkach takie powolne budowanie scen jest kompletnie bezcelowe. Zaś w tych kilku momentach, gdy naprawdę mogłoby zrobić wrażenie, nie robi go, ponieważ sceny te niczym się od reszty nie wyróżniają, a więc giną w tłumie.
Pomysł, by mieszać tropy i dopiero na końcu pokazać, co się tak naprawdę liczyło, też spalił na panewce. Głównie przez fakt, że reżysera rozprasza zbyt wiele wątków pobocznych. A i te najważniejsze nie wybrzmiewają, ponieważ reżyser za bardzo bawi się w metafory i symbole. Gdzieś na trzecim planie pojawiają się ciekawe obserwacje na temat przyczyn, dla których Rosja carska zamieniła się w Kraj Rad. Ale trzeba być naprawdę bardzo cierpliwym, by sklecić z tego obraz. Kiedy to się uda, to okazuje się, że film mógłby trwać godzinę krócej, a nikt by na tym nie stracił.
Szkoda, że twórca "Cyrulika syberyjskiego" artystycznie starzeje się bez wdzięku.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz