Child of God (2013)
W naszej kulturze dominuje męski pierwiastek. Nawet teraz, kiedy równouprawnienie staje się faktem w większości dziedzin życia, to, co tradycyjnie wiązane jest z męskością - aktywność, działanie, pewność siebie - jest cnotami. Konsekwencją tego jest traktowanie prostoty, naiwności jako oznaki słabości. A to, co słabe, jest – "z definicji" – niegroźne. O tym, jak bardzo mylne jest to przekonanie, opowiada James Franco w filmie "Dziecię boże".
Lester Ballard jest społecznym wyrzutkiem. Samcem omega, pariasem, który nie potrafi odnaleźć się w skomplikowanym (z jego punktu widzenia) systemie społecznych zależności. Jest więc dzikusem, padlinożercą, podążającym za prostymi pragnieniami. Ale nie jest istotną niegroźną. Ci zaś, którzy tego nie rozumieją, mogą drogo zapłacić. Ballard jest żywą lekcją prostego faktu, że skoro słabość nie wyginęła w procesie ewolucji, to znaczy że istnieją mechanizmy, dzięki którym potrafi przetrwać. A są nimi fałsz, podstęp, spryt.
Literacki pierwowzór aż się prosi o filmowe potraktowanie. Jednak Franco nie sprostał zadaniu. Głównie dlatego, że jego "Dziecię boże" sprawia wrażenie zapisków w brudnopisie. Franco sięga po różne urozmaicenia narracji, ale nie stosuje ich konsekwentnie. Bierze coś, po czym o tym zapomina i sięga po coś innego. Rozdział pierwszy jest pod tym względem największym miszmaszem. Potem jakby Franco zabrakło sił i jego opowieść popada w banał typowej filmowej produkcji. Franco-reżyser niczego nie wnosi do tekstu, niczego z niego nie wyciąga. Po ciekawym początku kończy asekurancko.
Ocena: 5
Lester Ballard jest społecznym wyrzutkiem. Samcem omega, pariasem, który nie potrafi odnaleźć się w skomplikowanym (z jego punktu widzenia) systemie społecznych zależności. Jest więc dzikusem, padlinożercą, podążającym za prostymi pragnieniami. Ale nie jest istotną niegroźną. Ci zaś, którzy tego nie rozumieją, mogą drogo zapłacić. Ballard jest żywą lekcją prostego faktu, że skoro słabość nie wyginęła w procesie ewolucji, to znaczy że istnieją mechanizmy, dzięki którym potrafi przetrwać. A są nimi fałsz, podstęp, spryt.
Literacki pierwowzór aż się prosi o filmowe potraktowanie. Jednak Franco nie sprostał zadaniu. Głównie dlatego, że jego "Dziecię boże" sprawia wrażenie zapisków w brudnopisie. Franco sięga po różne urozmaicenia narracji, ale nie stosuje ich konsekwentnie. Bierze coś, po czym o tym zapomina i sięga po coś innego. Rozdział pierwszy jest pod tym względem największym miszmaszem. Potem jakby Franco zabrakło sił i jego opowieść popada w banał typowej filmowej produkcji. Franco-reżyser niczego nie wnosi do tekstu, niczego z niego nie wyciąga. Po ciekawym początku kończy asekurancko.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz