Marguerite (2015)
"Niesamowita Marguerite" miała być dla mnie jedynie rozgrzewką przed "Boską Florence". Nie spodziewałem się niczego więcej ponad przyjemnej francuskiej komedii. Dlatego też kompletnie nie byłem przygotowany na to, co zobaczyłem. Ten film jest naprawdę niesamowity.
Przede wszystkim nie jest to po prostu komedia o kobiecie, która nie potrafiła śpiewać, a która za wszelką cenę próbowała zrobić karierę operową. Owszem, jest tu bardzo wiele bardzo śmiesznych scen. A historia baronowej Dumont stanowi oś fabularną całości. Jednak na tym fundamencie Xavier Giannoli zbudował misterną, wielowymiarową przypowieść o ludzkiej naturze. Nic nie jest tu czarne lub białe. Każda postać została rozbudowana o różne twarze, odcienie szarości. Co szczególnie zachwyca, to umiejętność zasugerowania innego oblicza gestem, spojrzeniem, jedną miną. "Niesamowita Marguerite" podbija serce, czaruje, śmieszy, wzrusza i skłania do refleksji.
Z jednej strony trudno nie myśleć, że główna bohaterka ma to, na co zasłużyła. Jest bajecznie bogata, przez co kompletnie ślepa na ograniczenia, jakie stawia przed zwykłymi ludźmi świat. Podczas gdy zwykły człowieczek może marzenia wspomagać jedynie literaturą, filmem czy snem, baronowa Dumont może wypisać czek i urzeczywistnić swoje marzenia. Stać ją, by ignorować prawdę, by tworzyć rzeczywistość, by oszukiwać siebie i starać się oszukiwać innych.
Z drugiej strony Marguerite jest postacią dogłębnie tragiczną. Jest więźniem konwenansów, które każą jej być posłuszną żoną, kobietą bierną, spolegliwą. A przecież jest kimś więcej. W latach 20. XX wieku niezależna kobieta była jednak obiektem skandalu, dlatego też Margueriete ucieka w świat marzeń. Jest typową osobą zaburzoną psychiczną: wynajduje objawy, na których się fiksuje, by w ten sposób nie musieć konfrontować się z prawdziwymi problemami. Ale od czasu do czasu ta maska spada. Tu spojrzenie, tam drobny gest zdradzają, jak wątła jest jej moc naginania rzeczywistość. Prawdziwy świat wciąż czyha, by chwycić ją w szpony. Trudno więc jej nie kibicować. Jest przecież operowym Don Kichotem wyruszającym na wyprawę z góry skazaną na niepowodzenie.
Podobnie potraktowane są i inne postaci. Mąż baronowej jest jednocześnie człowiekiem swojej epoki (i fakt, że jest na utrzymaniu "szalonej" żony sprawia, że czuje się pozbawiony męskości) a zarazem człowiekiem wrażliwym i na swój sposób kochającym żonę. Wielu spośród tych, którzy się z bohaterki naśmiewają, nie może uciec przed czarem jej żywiołowości. Margueriete jest bowiem zwierciadłem, w którym każdy może się przejrzeć i sprawdzić, na ile żyje swoim życiem.
"Niesamowita Marguerite" jest mistrzowskim popisem aktorskich talentów. Catherine Frot rozkłada wszystkich na łopatki. Jest to absolutnie jedna z najlepszych kreacji aktorskich ostatnich lat. Jestem bardzo ciekaw pojedynku korespondencyjnego z Meryl Streep. Ale jakoś nie bardzo wierzę, by ta ostatnia jako Boska Florence potrafiła wznieść się wyżej niż Frot. Grający męża baronowej André Marcon tworzy fantastycznie uzupełniającą Frot rolę. Jego kreacja przypomina bolero: początkowo niemal niezauważalny z czasem staje się oszałamiającym, wszechogarniającym spektaklem. Nie mogę też nie wspomnieć o Michelu Fau. Jednak scena, w której po raz pierwszy słucha Marguerite, to absolutne mistrzostwo. Niewiarygodne, jakie ma w niej wyczucie powagi i komizmu.
Film w kilku momentach trochę zgrzyta. Wątki Luciena i Kyrilla mogły być nieco lepiej poprowadzone. Ale są to drobnostki. Film Giannoliego jest jedną z większych miłych niespodzianek tego roku.
Ocena: 8
Przede wszystkim nie jest to po prostu komedia o kobiecie, która nie potrafiła śpiewać, a która za wszelką cenę próbowała zrobić karierę operową. Owszem, jest tu bardzo wiele bardzo śmiesznych scen. A historia baronowej Dumont stanowi oś fabularną całości. Jednak na tym fundamencie Xavier Giannoli zbudował misterną, wielowymiarową przypowieść o ludzkiej naturze. Nic nie jest tu czarne lub białe. Każda postać została rozbudowana o różne twarze, odcienie szarości. Co szczególnie zachwyca, to umiejętność zasugerowania innego oblicza gestem, spojrzeniem, jedną miną. "Niesamowita Marguerite" podbija serce, czaruje, śmieszy, wzrusza i skłania do refleksji.
Z jednej strony trudno nie myśleć, że główna bohaterka ma to, na co zasłużyła. Jest bajecznie bogata, przez co kompletnie ślepa na ograniczenia, jakie stawia przed zwykłymi ludźmi świat. Podczas gdy zwykły człowieczek może marzenia wspomagać jedynie literaturą, filmem czy snem, baronowa Dumont może wypisać czek i urzeczywistnić swoje marzenia. Stać ją, by ignorować prawdę, by tworzyć rzeczywistość, by oszukiwać siebie i starać się oszukiwać innych.
Z drugiej strony Marguerite jest postacią dogłębnie tragiczną. Jest więźniem konwenansów, które każą jej być posłuszną żoną, kobietą bierną, spolegliwą. A przecież jest kimś więcej. W latach 20. XX wieku niezależna kobieta była jednak obiektem skandalu, dlatego też Margueriete ucieka w świat marzeń. Jest typową osobą zaburzoną psychiczną: wynajduje objawy, na których się fiksuje, by w ten sposób nie musieć konfrontować się z prawdziwymi problemami. Ale od czasu do czasu ta maska spada. Tu spojrzenie, tam drobny gest zdradzają, jak wątła jest jej moc naginania rzeczywistość. Prawdziwy świat wciąż czyha, by chwycić ją w szpony. Trudno więc jej nie kibicować. Jest przecież operowym Don Kichotem wyruszającym na wyprawę z góry skazaną na niepowodzenie.
Podobnie potraktowane są i inne postaci. Mąż baronowej jest jednocześnie człowiekiem swojej epoki (i fakt, że jest na utrzymaniu "szalonej" żony sprawia, że czuje się pozbawiony męskości) a zarazem człowiekiem wrażliwym i na swój sposób kochającym żonę. Wielu spośród tych, którzy się z bohaterki naśmiewają, nie może uciec przed czarem jej żywiołowości. Margueriete jest bowiem zwierciadłem, w którym każdy może się przejrzeć i sprawdzić, na ile żyje swoim życiem.
"Niesamowita Marguerite" jest mistrzowskim popisem aktorskich talentów. Catherine Frot rozkłada wszystkich na łopatki. Jest to absolutnie jedna z najlepszych kreacji aktorskich ostatnich lat. Jestem bardzo ciekaw pojedynku korespondencyjnego z Meryl Streep. Ale jakoś nie bardzo wierzę, by ta ostatnia jako Boska Florence potrafiła wznieść się wyżej niż Frot. Grający męża baronowej André Marcon tworzy fantastycznie uzupełniającą Frot rolę. Jego kreacja przypomina bolero: początkowo niemal niezauważalny z czasem staje się oszałamiającym, wszechogarniającym spektaklem. Nie mogę też nie wspomnieć o Michelu Fau. Jednak scena, w której po raz pierwszy słucha Marguerite, to absolutne mistrzostwo. Niewiarygodne, jakie ma w niej wyczucie powagi i komizmu.
Film w kilku momentach trochę zgrzyta. Wątki Luciena i Kyrilla mogły być nieco lepiej poprowadzone. Ale są to drobnostki. Film Giannoliego jest jedną z większych miłych niespodzianek tego roku.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz