Black Sea (2014)
Co się stało z Kevinem Macdonaldem? Owszem, nigdy nie uważałem go za szczególnie utalentowanego, jednak do niedawna sprawiał wrażenie całkiem niezłego wyrobnika. "Jeżeli nadejdzie jutro" mogłem uznać za potknięcie. Ale kiedy drugi raz z rzędu kręci gniot, to jest to już syndrom czegoś niepokojącego.
A "Morze Czarne" jest filmem złym, że hej. Jest to ofiara filozofii "pitchu", która wymaga od twórców umiejętności szybkiego i zwięzłego sprzedania pomysłu na fabułę. W praktyce sprowadza się to do konieczności opisania filmu w jednym, dwóch zdaniach. I w przypadku "Morza Czarnego" te dwa zdania z całą pewnością brzmiały atrakcyjnie. W końcu pomysł na heist movie, w którym grupa śmiałków przy pomocy łodzi podwodnej próbuje ukraść sowiecko-nazistowskie złoto brzmi intrygująco. Problem w tym, że Macdonald i scenarzysta Dennis Kelly nie wyszli poza ten ogólny zarys. Kiedy więc przyszło do realizacji, okazało się, że twórcy muszą posiłkować się wodolejstwem. Efekt był łatwy do przewidzenia. Bohaterowie są jednowymiarowi i naprawdę irytują swoim schematycznym zachowaniem (zwłaszcza postać grana przez Mendelsohna. Są jak automaty, które włącza się i wyłącza przyciskiem. A ponieważ są jednowymiarowi, to kiedy zaczynają prezentować nam "inne" oblicze (jak choćby w przypadku postaci granej przez Jude'a Lawa), wygląda to tak, jakby nagle wyrwali się z innej bajki.
Reżyser nie potrafi też budować napięcia. Choć nie wiem, czy ktokolwiek byłby w stanie to zrobić przy tak głupim scenariuszu. Zwroty akcji irytują tym, jak bardzo są naciągane. Problemy muszą być sztucznie produkowane, ponieważ ewidentnie widać, że nikt nie miał pomysłu, co naprawdę można byłoby zrobić z załogą okrętu podwodnego. Całość prowadzi jedynie do bólu głowy i poczucia zawodu.
Ocena: 3
A "Morze Czarne" jest filmem złym, że hej. Jest to ofiara filozofii "pitchu", która wymaga od twórców umiejętności szybkiego i zwięzłego sprzedania pomysłu na fabułę. W praktyce sprowadza się to do konieczności opisania filmu w jednym, dwóch zdaniach. I w przypadku "Morza Czarnego" te dwa zdania z całą pewnością brzmiały atrakcyjnie. W końcu pomysł na heist movie, w którym grupa śmiałków przy pomocy łodzi podwodnej próbuje ukraść sowiecko-nazistowskie złoto brzmi intrygująco. Problem w tym, że Macdonald i scenarzysta Dennis Kelly nie wyszli poza ten ogólny zarys. Kiedy więc przyszło do realizacji, okazało się, że twórcy muszą posiłkować się wodolejstwem. Efekt był łatwy do przewidzenia. Bohaterowie są jednowymiarowi i naprawdę irytują swoim schematycznym zachowaniem (zwłaszcza postać grana przez Mendelsohna. Są jak automaty, które włącza się i wyłącza przyciskiem. A ponieważ są jednowymiarowi, to kiedy zaczynają prezentować nam "inne" oblicze (jak choćby w przypadku postaci granej przez Jude'a Lawa), wygląda to tak, jakby nagle wyrwali się z innej bajki.
Reżyser nie potrafi też budować napięcia. Choć nie wiem, czy ktokolwiek byłby w stanie to zrobić przy tak głupim scenariuszu. Zwroty akcji irytują tym, jak bardzo są naciągane. Problemy muszą być sztucznie produkowane, ponieważ ewidentnie widać, że nikt nie miał pomysłu, co naprawdę można byłoby zrobić z załogą okrętu podwodnego. Całość prowadzi jedynie do bólu głowy i poczucia zawodu.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz