Fort Bliss (2014)
Decyzje, a jeszcze w większym stopniu ich konsekwencje, stanowią istotę wolnej woli. Musimy wybierać pomiędzy różnymi opcjami, które najczęściej nie są czarno-białe. Wybierając A sprawimy, że ktoś będzie cierpiał, więc decydujemy się na B, ale to również sprowadzi cierpienie, możliwe tylko, że na kogoś innego. Wszystko ma swoje konsekwencje, z którymi musimy żyć, a jeśli tego nie potrafimy, to przez nie możemy zginąć.
Przekonuje się o tym bohaterka "Fort Bliss". Zaciągnęła się do wojska i trafiła na front. Jest dumna ze swojej pracy i dobrze się w niej sprawdza. Ale jest także matką. Kiedy po 15-miesięcznej misji wraca do domu, odkrywa bolesne konsekwencje podjętej decyzji o wyjeździe na front – jej syn nie chce z nią być, histeryzuje, lunatykuje, buntuje się. Kiedy w końcu zacznie z nim nawiązywać więź, pojawia się rozkaz o powrocie do Afganistanu. Jest dowódcą plutonu, ludzie polegają na niej, jeśli więc tuż przed wyjazdem wymiga się z misji, może to się źle odbić na ich morale, a w konsekwencji na służbie. Jeśli jednak wyruszy, grozi jej to, że utraci dziecko na dobre.
"Fort Bliss" porusza ciekawy problem próby łączenia życia prywatnego z misją. W ekstremalnych sytuacjach, takich jak wojna, jakikolwiek kompromis nie jest możliwy. Trzeba coś wybrać i zmierzyć się z konsekwencjami. Dlatego też "Fort Bliss" niezamierzenie, ale całkiem wyraźnie, przypomina o głębokim sensie celibatu (rzecz jasna jedynie w wąskim znaczeniu posiadania rodziny), który uwalnia od konieczności ranienia bliskich, kiedy wzywa obowiązek.
Jednak reżyserka na zaprezentowaniu tego ciekawego tematu nie poprzestała. Opowiada historię bohaterki tak, jakby chciała wzbudzić w widzach współczucie dla niej: oto biedactwo, które chce pomagać innym i pozostać dobrą matką. Niestety na moje współczucie nie może liczyć. Gdyby amerykańska armia była poborowa, gdyby bohaterka nie miała wyboru, wtedy oczywiście sytuacja byłaby inna, ale ona sama podjęła decyzję o zaciągnięciu się i zgodzie na wyjazd na front. Jasne, to nie jest sprawiedliwe, że musi wybierać, które pragnienia realizować, w których aspektach życia się spełniać, ale "bycie" nie jest sprawiedliwe. Nie powinna się więc dziwić temu, że decyzje te mają swoje konsekwencje. Nie mam współczucia dla osób, które chcą zjeść ciastko i jednocześnie je mieć.
Ocena: 5
Przekonuje się o tym bohaterka "Fort Bliss". Zaciągnęła się do wojska i trafiła na front. Jest dumna ze swojej pracy i dobrze się w niej sprawdza. Ale jest także matką. Kiedy po 15-miesięcznej misji wraca do domu, odkrywa bolesne konsekwencje podjętej decyzji o wyjeździe na front – jej syn nie chce z nią być, histeryzuje, lunatykuje, buntuje się. Kiedy w końcu zacznie z nim nawiązywać więź, pojawia się rozkaz o powrocie do Afganistanu. Jest dowódcą plutonu, ludzie polegają na niej, jeśli więc tuż przed wyjazdem wymiga się z misji, może to się źle odbić na ich morale, a w konsekwencji na służbie. Jeśli jednak wyruszy, grozi jej to, że utraci dziecko na dobre.
"Fort Bliss" porusza ciekawy problem próby łączenia życia prywatnego z misją. W ekstremalnych sytuacjach, takich jak wojna, jakikolwiek kompromis nie jest możliwy. Trzeba coś wybrać i zmierzyć się z konsekwencjami. Dlatego też "Fort Bliss" niezamierzenie, ale całkiem wyraźnie, przypomina o głębokim sensie celibatu (rzecz jasna jedynie w wąskim znaczeniu posiadania rodziny), który uwalnia od konieczności ranienia bliskich, kiedy wzywa obowiązek.
Jednak reżyserka na zaprezentowaniu tego ciekawego tematu nie poprzestała. Opowiada historię bohaterki tak, jakby chciała wzbudzić w widzach współczucie dla niej: oto biedactwo, które chce pomagać innym i pozostać dobrą matką. Niestety na moje współczucie nie może liczyć. Gdyby amerykańska armia była poborowa, gdyby bohaterka nie miała wyboru, wtedy oczywiście sytuacja byłaby inna, ale ona sama podjęła decyzję o zaciągnięciu się i zgodzie na wyjazd na front. Jasne, to nie jest sprawiedliwe, że musi wybierać, które pragnienia realizować, w których aspektach życia się spełniać, ale "bycie" nie jest sprawiedliwe. Nie powinna się więc dziwić temu, że decyzje te mają swoje konsekwencje. Nie mam współczucia dla osób, które chcą zjeść ciastko i jednocześnie je mieć.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz