Café Society (2016)
To smutne, ale "Śmietanka towarzyska" spełniła moje oczekiwania. Co oznacza, że niewiele się po Allenie spodziewałem. Jest to film wymęczony i wtórny, jak cała twórczość Nowojorczyka po "Blue Jasmine". To, co razi najbardziej, to brak rozsądnego uzasadnienia dlaczego taki film akurat chciał nakręcić.
"Śmietanka towarzyska" przypomina wykład prowadzony przez przysypiającego profesora, który mruczy coś pod nosem. Od czasu do czasu wydaje się żwawszy, raz na pół godziny wygłosi jakąś głębszą myśl, po czym wraca do nużącego i jego i odbiorców tonu przekazującego zero treści. I właśnie takim nudnym i pustym obrazem jest przez znaczną część "Śmietanka towarzyska". Ciekawie robi się wtedy, kiedy Allen porusza temat snów/marzeń stanowiących źródło tęsknoty ale i sens życia. Podobała mi się też postać Vonnie. Choć to raczej za sprawą gry Kristen Stewart a nie z powodu scenariusza. Ten wątek wydał mi się interesujący, ze względu na dwoistą naturę jej egzystencji: jest kobietą w połowie zrezygnowaną, a w połowie zblazowaną, jest pragmatyczką i marzycielką i Stewart świetnie to ucieleśniła.
Inni bohaterowie niestety przypominali jednowymiarowe karykatury. Szwagier-komunista, brat-gangster – za każdym razem, kiedy się pojawiali na ekranie, wzdychałem z rozczarowaniem, bo byli tak nudni i bezbarwni. Zaś Jesse Eisenberg za bardzo stara się być imitacją Allena, by mógł przekształcić się w ciekawego bohatera. Nie spodziewam się więc, że w ogóle będę pamiętał o tym, że film widziałem.
Ocena: 5
"Śmietanka towarzyska" przypomina wykład prowadzony przez przysypiającego profesora, który mruczy coś pod nosem. Od czasu do czasu wydaje się żwawszy, raz na pół godziny wygłosi jakąś głębszą myśl, po czym wraca do nużącego i jego i odbiorców tonu przekazującego zero treści. I właśnie takim nudnym i pustym obrazem jest przez znaczną część "Śmietanka towarzyska". Ciekawie robi się wtedy, kiedy Allen porusza temat snów/marzeń stanowiących źródło tęsknoty ale i sens życia. Podobała mi się też postać Vonnie. Choć to raczej za sprawą gry Kristen Stewart a nie z powodu scenariusza. Ten wątek wydał mi się interesujący, ze względu na dwoistą naturę jej egzystencji: jest kobietą w połowie zrezygnowaną, a w połowie zblazowaną, jest pragmatyczką i marzycielką i Stewart świetnie to ucieleśniła.
Inni bohaterowie niestety przypominali jednowymiarowe karykatury. Szwagier-komunista, brat-gangster – za każdym razem, kiedy się pojawiali na ekranie, wzdychałem z rozczarowaniem, bo byli tak nudni i bezbarwni. Zaś Jesse Eisenberg za bardzo stara się być imitacją Allena, by mógł przekształcić się w ciekawego bohatera. Nie spodziewam się więc, że w ogóle będę pamiętał o tym, że film widziałem.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz