Hands of Stone (2016)
Dziwny to film. Wygląda tak, jakby go kręciła osoba cierpiąca na zaburzenia pamięci krótkotrwałej i każdego dnia przychodziła na plan nie pamiętając, co kręciła poprzedniego dnia. Dlatego też "Kamienne pięści" to raczej seria teledysków o życiu pięściarza niż kompletny film. Miejscami jest tak umowną realizacją typowego schematu, że trzeba dobrze ten schemat znać, żeby zorientować się, dlaczego ta a nie inna scena została w filmie umieszczona.
"Kamienne pięści" nie ma bohatera, nie ma dramatu, nie ma poczucia kontynuacji, przyczynowo-skutkowego następstwa scen. Portrety psychologiczne postaci tutaj nie istnieją. Choć zarazem film pełen jest różnych elementów sugerujących, że twórcy chcieli pogłębić historię znanego pięściarza. Nie wychodzi im jednak nawet nałożenie na osobistą historię Roberto Durána szerszej perspektywy burzliwych losów Panamy. Ten film istnieje jako całość wyłącznie dlatego, że oglądający ma świadomość, co za film ogląda, że jest to historia utalentowanego zera, który staje się bohaterem, po czym przechodzi fazę hubris, co prowadzi do kryzysu i utraty praktycznie wszystkiego, by na koniec podniósł się z kolan i znów walczył o honor i to, co naprawdę liczy się w życiu.
Ale poszczególne sceny są często bardzo dobre. Podobało mi się to, jak filmowano walki na ringu. Było coś niezwykle namacalnego w bliskości, wręcz intymności,starć bokserskich, które jednak nie traciły nic z dynamiki. Podobało mi się, jak twórcy trzymali ich tempo, jak eksperymentowali przeplataniem różnych scen w jednej sekwencji walki.
Jestem też pod wrażeniem gry Edgara Ramíreza, a i Robert De Niro w końcu zaliczył bardzo przyzwoity występ. Choć ich bohaterom brakuje głębi, to w krótkich okresach, zamkniętych w obrębie jednej konkretnej sekwencji, potrafili nadać granym postaciom emocjonalnej intensywności. Nawet epizody wypadają tutaj znakomicie. Świetny jest chociażby Reg E. Cathey, kiedy jako Don King tłumaczy, dlaczego nie może przesunąć walki Sugar Raya z Duránem. Fajnie wspominam też Torturro i Barkin.
W niewielkich dawkach jest więc w "Kamiennych pięściach" wiele dobra. Niestety nie składa się to w satysfakcjonującą całość.
Ocena: 5
"Kamienne pięści" nie ma bohatera, nie ma dramatu, nie ma poczucia kontynuacji, przyczynowo-skutkowego następstwa scen. Portrety psychologiczne postaci tutaj nie istnieją. Choć zarazem film pełen jest różnych elementów sugerujących, że twórcy chcieli pogłębić historię znanego pięściarza. Nie wychodzi im jednak nawet nałożenie na osobistą historię Roberto Durána szerszej perspektywy burzliwych losów Panamy. Ten film istnieje jako całość wyłącznie dlatego, że oglądający ma świadomość, co za film ogląda, że jest to historia utalentowanego zera, który staje się bohaterem, po czym przechodzi fazę hubris, co prowadzi do kryzysu i utraty praktycznie wszystkiego, by na koniec podniósł się z kolan i znów walczył o honor i to, co naprawdę liczy się w życiu.
Ale poszczególne sceny są często bardzo dobre. Podobało mi się to, jak filmowano walki na ringu. Było coś niezwykle namacalnego w bliskości, wręcz intymności,starć bokserskich, które jednak nie traciły nic z dynamiki. Podobało mi się, jak twórcy trzymali ich tempo, jak eksperymentowali przeplataniem różnych scen w jednej sekwencji walki.
Jestem też pod wrażeniem gry Edgara Ramíreza, a i Robert De Niro w końcu zaliczył bardzo przyzwoity występ. Choć ich bohaterom brakuje głębi, to w krótkich okresach, zamkniętych w obrębie jednej konkretnej sekwencji, potrafili nadać granym postaciom emocjonalnej intensywności. Nawet epizody wypadają tutaj znakomicie. Świetny jest chociażby Reg E. Cathey, kiedy jako Don King tłumaczy, dlaczego nie może przesunąć walki Sugar Raya z Duránem. Fajnie wspominam też Torturro i Barkin.
W niewielkich dawkach jest więc w "Kamiennych pięściach" wiele dobra. Niestety nie składa się to w satysfakcjonującą całość.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz