Redentor (2014)
Od kina kopanego nie wymagam wiele, a już naprawdę ma gdzieś, czy fabuła trzyma się kupy. Nie przeszkadzało mi więc to, że "Redentor" był po prostu bez sensu. Film wygląda jak przypadkowy zlepek scen, które łączy jedynie fakt, że w każdej z nich występują ci sami aktorzy. Dopóki jest to opowieść o byłym hitmanie, który każdy dzień zaczyna od rosyjskiej ruletki, a potem zabija drani na próżno próbując oczyścić duszę z wyrzutów sumienia, dopóty jeszcze fabularnie jest to rzecz ciekawa. Kiedy jednak pojawiają się wątki Antonii i jej syna albo Amerykanina, który chce stworzyć w Chile narkotykowe imperium, rzecz traci wszelkie pozory logiki.
Ale, jak napisałem powyżej, fabuła ma dla mnie w kinie kopanym drugorzędne znaczenie. O wiele bardziej interesuje mnie to, jak jest prowadzona narracja. Jeśli sporo się dzieje, jeśli całość ma energię i stanowi "fun", wtedy wszystko jest w porządku. Niestety tutaj i tego zabrakło. Twórcy nie zrobili wyraźnego rozdzielania na bohatera i sposób opowiedzenia jego historii. Nie mam nic przeciwko temu, że protagonista to ponurak, chodzący ból duszy. Ale dlaczego cały film jest równie smętnie opowiedziany? Przez to nawet sceny akcji wyglądają słabiutko. A w filmie, który nie może pochwalić się dużym budżetem, który można byłoby wydać na efekciarstwo mające mydlić widzom oczy, to smęcenie jest aż za bardzo daje się we znaki.
Nie do końca jestem też usatysfakcjonowany samym występem Marko Zarora. Jestem jego fanem od czasu "Kiltro" i obecnie jest moim ulubionym "kopiącym" aktorem. Ale tutaj za dużo strzela z pistoletu (choć muszę przyznać, że przesada z jaką rozbryzgują się mózgi jego przeciwników spodobała mi się), a za mało pokazuje tego, co w nim kocham. Ma co prawda kilka niezłych momentów, ale liczyłem na więcej, przez co pozostał mi spory niedosyt. Choć nie jest to do końca prawda. Zaror całkiem sporo się kopie. Problem w tym, że jest to średnio zmontowane, a jeszcze większym problemem jest to, że scenom walk towarzyszy bardzo słaba muzyka. "Redentor" w niczym nie przypomina więc zwiastuna, który jest dynamiczny i efekciarski. Sam film jest niestety zwyczajnie nudny.
Cóż. Mam nadzieję, że w kolejnym filmie z jego udziałem, jaki zobaczę, będzie miał więcej efektownie pokazanych wykopów z półobrotu z dwiema śrubami.
Ocena: 4
Ale, jak napisałem powyżej, fabuła ma dla mnie w kinie kopanym drugorzędne znaczenie. O wiele bardziej interesuje mnie to, jak jest prowadzona narracja. Jeśli sporo się dzieje, jeśli całość ma energię i stanowi "fun", wtedy wszystko jest w porządku. Niestety tutaj i tego zabrakło. Twórcy nie zrobili wyraźnego rozdzielania na bohatera i sposób opowiedzenia jego historii. Nie mam nic przeciwko temu, że protagonista to ponurak, chodzący ból duszy. Ale dlaczego cały film jest równie smętnie opowiedziany? Przez to nawet sceny akcji wyglądają słabiutko. A w filmie, który nie może pochwalić się dużym budżetem, który można byłoby wydać na efekciarstwo mające mydlić widzom oczy, to smęcenie jest aż za bardzo daje się we znaki.
Nie do końca jestem też usatysfakcjonowany samym występem Marko Zarora. Jestem jego fanem od czasu "Kiltro" i obecnie jest moim ulubionym "kopiącym" aktorem. Ale tutaj za dużo strzela z pistoletu (choć muszę przyznać, że przesada z jaką rozbryzgują się mózgi jego przeciwników spodobała mi się), a za mało pokazuje tego, co w nim kocham. Ma co prawda kilka niezłych momentów, ale liczyłem na więcej, przez co pozostał mi spory niedosyt. Choć nie jest to do końca prawda. Zaror całkiem sporo się kopie. Problem w tym, że jest to średnio zmontowane, a jeszcze większym problemem jest to, że scenom walk towarzyszy bardzo słaba muzyka. "Redentor" w niczym nie przypomina więc zwiastuna, który jest dynamiczny i efekciarski. Sam film jest niestety zwyczajnie nudny.
Cóż. Mam nadzieję, że w kolejnym filmie z jego udziałem, jaki zobaczę, będzie miał więcej efektownie pokazanych wykopów z półobrotu z dwiema śrubami.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz