Sausage Party (2016)
"Sausage Party" podczas pierwszego tygodnia w amerykańskich kinach zarobiło ponad 34 miliony dolarów. Ale gdyby te same żarty i sceny zostały wykorzystane w filmie aktorskim, to nie zarobiłby on nawet 1/100 tego. A wszystko przez to, że wtedy z całą pewnością nie miałby kategorii R, a twarde NC-17. To, co uchodzi twórcom animacji na sucho, jest naprawdę niewiarygodne. Makabryczne sceny rzezi jak z najbardziej brutalnych horrorów i filmów wojennych nie zostawiają wiele wyobraźni. Twórcy rozkoszują się przemocą. Przemoc i groza są wykorzystywane w celach rozrywkowych z większą premedytacją niż to ma miejsce w filmach typu "torture porn". Z kolei finał to orgia seksu w każdej możliwej konfiguracji. W filmie, który zarobił 30 milionów dolarów, czegoś takiego jeszcze nie było (i pewnie długo nie będzie).
Twórcy bezbłędnie wykorzystali punkt wyjściowy filmu. Przyjęcie perspektywy żywności, która odkrywa prawdę o życiu poza sklepowymi półkami, pozwoliła im na zabawy konwencją, gatunkami, rzucanie popkulturowymi cytatami na prawo i lewo. I na tym też budują siłę i humor filmu. Co skutkuje wieloma naprawdę zwariowanymi pomysłami i świetnymi scenami. Sekwencja wypadnięcia części towarów z wózka sklepowego! Żarty z wszelkiego rodzaju nienawiści, uprzedzeń, ksenofobii. Meat Loaf! Guma do żucia będąca połączeniem Terminatora i Hawkinga! Dzień Niepodległości, ET i Gwiezdne wrota w jednym! Można tak wymieniać jeszcze długo. Co chwilę parskałem śmiechem.
Niestety w tej formie nie odnalazła się fabuła. Stanowi ona raczej mało istotny dodatek i potraktowana została mocno po macoszemu. Wydaje mi się, że gdyby w ogóle z niej zrezygnowano i zrobiono film zbudowany z serii epizodów pokazujących perypetie różnych towarów sklepowych, całość wypadłaby lepiej. Kiepściutka, wysilona fabuła bowiem ciągnie film w dół. Na szczęście twórcy robią wszystko, by od niej odwrócić uwagę. I czynią to na tyle skutecznie, że koniec końców brak fabuły aż tak bardzo mi nie przeszkadzał.
Ocena: 7
Twórcy bezbłędnie wykorzystali punkt wyjściowy filmu. Przyjęcie perspektywy żywności, która odkrywa prawdę o życiu poza sklepowymi półkami, pozwoliła im na zabawy konwencją, gatunkami, rzucanie popkulturowymi cytatami na prawo i lewo. I na tym też budują siłę i humor filmu. Co skutkuje wieloma naprawdę zwariowanymi pomysłami i świetnymi scenami. Sekwencja wypadnięcia części towarów z wózka sklepowego! Żarty z wszelkiego rodzaju nienawiści, uprzedzeń, ksenofobii. Meat Loaf! Guma do żucia będąca połączeniem Terminatora i Hawkinga! Dzień Niepodległości, ET i Gwiezdne wrota w jednym! Można tak wymieniać jeszcze długo. Co chwilę parskałem śmiechem.
Niestety w tej formie nie odnalazła się fabuła. Stanowi ona raczej mało istotny dodatek i potraktowana została mocno po macoszemu. Wydaje mi się, że gdyby w ogóle z niej zrezygnowano i zrobiono film zbudowany z serii epizodów pokazujących perypetie różnych towarów sklepowych, całość wypadłaby lepiej. Kiepściutka, wysilona fabuła bowiem ciągnie film w dół. Na szczęście twórcy robią wszystko, by od niej odwrócić uwagę. I czynią to na tyle skutecznie, że koniec końców brak fabuły aż tak bardzo mi nie przeszkadzał.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz