Tumbledown (2015)
Typowe kino niezależne. Czyli: kilka sympatycznych nieco "innych" postaci, śmierć, małe miasteczko, niezależne ballady w tle. Sean Mewshaw nie wysila się, lecz kopiuje wzorzec gatunkowy tak dokładnie, jak tylko potrafi. Niestety nie potrafi zbyt wiele.
"Nie ma mowy!" ma wszystkie elementy kina niezależnego. Mewshaw rozumie to, czego jego opowieść potrzebuje. Po prostu nie potrafił to wszystko złożyć w zrównoważoną całość. Szwankuje przede wszystkim drugi plan. W kinie niezależnym główni bohaterowie często tylko pozorują bycie interesującymi postaciami. Muszą bowiem mimo wszystko pozostać blisko "środka", by trafić w gusta jak najszerszej widowni. Tak jest i tutaj, gdzie Sudeikis od czasu do czasu rzuci jakiś sarkastyczny komentarz, a Hall odpowie mu łagodnie złośliwą docinką, ale w gruncie rzeczy oboje są dość przeciętnymi osobami sprawiającymi miłe wrażenie. Ten brak wyrazistości powinien więc zrównoważyć drugi plan. Mewshaw teorię opanował, dlatego też pojawia się postać prostego faceta z lasu grana przez Manganiello, czy też postać matki bohaterki. Ale realizacyjnie okazali się elementami za słabymi, które nie stanowiły wystarczającego kontrapunktu. W efekcie całość jest zbyt nostalgiczna, pozbawiona własnego charakteru. Mimo całej sympatii dla aktorów grających główne role, strasznie się na filmie wynudziłem. I tylko od czasu do czasu pojawiały się epizody, kiedy wydawało mi się, że coś z "Nie ma mowy!" może wyjść. Była to jednak tylko płonna nadzieja.
Ocena: 5
"Nie ma mowy!" ma wszystkie elementy kina niezależnego. Mewshaw rozumie to, czego jego opowieść potrzebuje. Po prostu nie potrafił to wszystko złożyć w zrównoważoną całość. Szwankuje przede wszystkim drugi plan. W kinie niezależnym główni bohaterowie często tylko pozorują bycie interesującymi postaciami. Muszą bowiem mimo wszystko pozostać blisko "środka", by trafić w gusta jak najszerszej widowni. Tak jest i tutaj, gdzie Sudeikis od czasu do czasu rzuci jakiś sarkastyczny komentarz, a Hall odpowie mu łagodnie złośliwą docinką, ale w gruncie rzeczy oboje są dość przeciętnymi osobami sprawiającymi miłe wrażenie. Ten brak wyrazistości powinien więc zrównoważyć drugi plan. Mewshaw teorię opanował, dlatego też pojawia się postać prostego faceta z lasu grana przez Manganiello, czy też postać matki bohaterki. Ale realizacyjnie okazali się elementami za słabymi, które nie stanowiły wystarczającego kontrapunktu. W efekcie całość jest zbyt nostalgiczna, pozbawiona własnego charakteru. Mimo całej sympatii dla aktorów grających główne role, strasznie się na filmie wynudziłem. I tylko od czasu do czasu pojawiały się epizody, kiedy wydawało mi się, że coś z "Nie ma mowy!" może wyjść. Była to jednak tylko płonna nadzieja.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz