Hell or High Water (2016)

David Mackenzie raz jeszcze udowadnia, że jest niesamowitym i bardzo wszechstronnym reżyserem. W niemal każdej konwencji potrafi się odnaleźć. Niemal, bo jednak jedną wpadkę zaliczył – "Amerykańskie ciacho". Ale było to lata temu i już dawno się zrehabilitował. Teraz zaś nakręcił swój najlepszy film. A to dużo znaczy, bo przecież "Hallam Foe" i "Ostatnia miłość na Ziemi" już wysoko stawiały poprzeczkę, a "Starred Up" i "Młody Adam" są tylko odrobinę słabsze.



Pierwsze, co rzuca się w oczy, to niesamowite wyczucie lokalnego klimatu. Kiedy ogląda się "Aż do piekła", to wydaje się oczywiste, że coś takiego mógł nakręcić tylko rodowity Teksańczyk. A przecież Mackenzie jest Szkotem. Pewnie trochę pomógł mu Taylor Sheridan, scenarzysta, który już przy swoim debiucie – "Sicario" – udowodnił, że czuje klimat południa Stanów Zjednoczonych. Mimo wszystko to, jak w "Aż do piekła" pokazany został Teksas jest naprawdę niezwykłym osiągnięciem. To miejsce zarazem mityczne, matecznik legend z Dzikiego Zachodu o kowbojach, Indianach i Meksykanach, jak i brutalnie współczesne, żyzne pole dla świadomej społecznie opowieści o ofiarach kapitalizmu i amerykańskim śnie, któremu bliżej do koszmaru.

"Aż do piekła" to przede wszystkim western. I to w swojej najbardziej klasycznej wersji. Może być trudno w to uwierzyć, bo akcja filmu rozgrywa się współcześnie. Ale jest to jedynie otoczka, pod nią kryje się prawdziwy western z niemal wszystkimi możliwymi ikonicznymi postaciami i scenami. Może nie ma pojedynku w samo południe (choć jego namiastka/zapowiedź się pojawia), ale strzelanina w bardzo znajomo wyglądających skalnych plenerach jest. Są Indianie i Meksykanie, są (uwspółcześnione) saloony, kowboje pędzący bydło, poker i napady na bank, ba strzela się nawet do współczesnych dyliżansów. Poza pojedynkiem w samo południe zabrakło jedynie czarnoskórego chłopka-roztropka, azjatyckiego robotnika i bezwzględnego pracownika kolei. Ale tak naprawdę nie czuć tych braków, kiedy ogląda się film, dopiero po wszystkim się to zauważa.

Wielu twórców poprzestało by tylko na tym, na wykorzystaniu anachronicznej ikonografii we współczesnej narracji. Jednak Mackenzie poszedł dalej i zrobił wszystko, by film miał ciekawą historię. Sama w sobie nie jest ona szczególnie skomplikowana. Ale i tak wygląda świetnie. A to za sprawą sposobu jej opowiedzenia. Mackenzie idzie śladami Andrew Dominika (autora jednego z najlepszych westernów XXI wieku "Zabójstwa Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda") i decyduje się na formę gawędy przy ognisku/kominku. Nie śpieszy się, rozkręca historię powoli, cierpliwie, skupiając się na relacjach bohaterów, na tym, kim są dla siebie nawzajem, a nie na tym, co czynią. Po dodaniu do tego dobrze dobranej muzyki i niezłych zdjęć, otrzymujemy mocno wciągającą opowieść.

A przecież Mackenzie i na tym nie poprzestał. Na klasyczny western nałożył bowiem filtr kina społecznego. "Aż do piekła" jest portretem współczesnej Ameryki, z wyzyskiem biednych, z chciwością bogatych, z bezdusznością banków i wszędobylstwem międzynarodowych koncernów (w tym przypadku naftowych). Ba, udaje mu się nawet uchwycić szerszy kontekst historyczny. Pokazać, że obecne problemy są zjawiskiem cyklicznym. Zmieniają się metody, zmieniają się strony, ale sam mechanizm pozostał ten sam. Mackenzie pokazał absolutną amerykańskość Teksasu, a jednocześnie to, jak jest to ona powierzchowność, jak pod nią kryje się poczucie wyobcowania, świeżości obecności Amerykanów na tych terenach.

Tyle miejsca poświęciłem reżyserowi, ale przecież "Aż do piekła" ma więcej ojców sukcesu. Nick Cave i Warren Ellis zapewniają fantastyczny klimat doskonale napisaną muzyką. Film ma też naprawdę pierwszorzędną obsadę. Pine i Foster grają jak z nuty. To jedne z najlepszych kreacji w ich karierach. Co cieszy przede wszystkim w przypadku Fostera, który zdawał się ostatnio gubić w kompletnie dla niego nieodpowiednich rolach ("Warcraft"). Tu razem z Pine'em świetnie się uzupełnia, tworząc jeden z lepszych duetów kinowych tego roku. Ale w tym zakresie mają w "Aż do piekła" konkurencję. Równie udanie współpracują ze sobą na ekranie Bridges i Birmingham. Ich przekomarzanki są wyborne w oglądaniu i stanowią cudowny kontrapunkt dla miejscami powolnej narracji. A to jeszcze nie koniec. "Aż do piekła" ma całą masę pierwszorzędnych epizodów. Mnie najbardziej spodobały się te grane przez kobiety: Dale Dickey w roli pracownicy banku, Katy Mixon jako kelnerka z jadłodajni i Margaret Bowman jako kelnerka z przybytku serwującego wyłącznie steki.

Idąc na "Aż do piekła" byłem pewien, że zobaczę dobry film. Nie spodziewałem się jednak, że będzie aż tak dobry.

Ocena: 9

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)