Stonewall (2015)

Wielokrotnie powtarzałem, że jestem zwolennikiem opowiada o historycznych wydarzeniach przez pryzmat osobistych doświadczeń konkretnych bohaterów. Emmerich filmem "Stonewall" udowadnia, że nie zawsze takie podejście jest właściwe. Bo reżyser dokładnie tak, jak ja to postuluję, postąpił. Jego film to historia przystojnego prowincjusza, który przyjeżdża do Nowego Jorku, by być sobą. Na miejscu czekają go piękne i brutalne chwile, a w tle rodzi się historia.



Niestety film Emmericha zawodzi. Próba stworzenia zarazem wiarygodnej opowieści o jednostce, portretu zbiorowego gejów późnych lat 60. oraz zaprezentowanie kulisów wydarzenie prowadzących do zamieszek na Christopher Street, okazało się ponad siły reżysera. Co mnie niepomiernie zdumiewa, bo przecież w "Anonimusie" udowodnił, że potrafi być twórcą zdyscyplinowanym, panującym na opowieścią.

Pod względem fabuły i kreacji bohaterów "Stonewall" niestety bliższe jest jego wysokobudżetowym widowiskom. A to oznacza, że rządzi tu totalny bałagan, postaci się płaskie i niewiarygodne, zaś całości zwyczajnie brakuje emocji. Grany przez Jeremy'egp Irvine'a jest postacią pocztówkową. Wygląda ładnie, ale poza kilkoma wyrwanymi z kontekstu niezłymi momentami, jest bezpłciowy. Nie potrafiłem uwierzyć w jego miłość do Joe, ani w jego rebeliancką naturę. Emmerichowi nie udało się też pokazać kontekstu zamieszek, które przecież wybuchły trochę bez sensu, a w rzeczywistości nastąpiły po symbolicznym przelaniu się czary goryczy. Niby reżyser znajduje w filmie miejsce na wiele przykładów złego traktowania gejów przez ogół społeczeństwa, ale nie potrafi oddać narastającej wśród homoseksualistów lat 60. frustracji, gniewu, krzyku sprzeciwu. Żeby zrozumieć wydarzenia, które w tym filmie funkcjonują w zasadzie jako postscriptum (co też jest dość dziwaczną decyzją zważywszy na tytuł), trzeba się sporo namęczyć niemal w oderwaniu od tego, co widać na ekranie.

Zresztą i pod względem estetycznym "Stonewall" rozczarowuje. Emmerich, chyba wbrew swoim intencjom, nadał filmowi bardzo baśniowo-fikcyjny charakter. Nie miałem wrażenie, że oglądam prawdziwy świat, lecz raczej kolaż stworzony z cytatów filmowych. Zachowania grupy, którą spotyka Danny po przybyciu do Nowego Jorku, bardzo przypominając zachowania grupy, którą spotyka Claude w "Hair". Zaś życie Raya, Annie, Cong, Lee i innych zdaje się mieć więcej wspólnego z musicalem "Rent" niż z faktycznymi realiami egzystencji w West Village.

Od czasu do czasu zdarzają się w filmie fajne momenty. Niemniej jednak po tym, co Emmerich zaprezentował w "Anonimusie", liczyłem na dużo, dużo więcej.

Ocena: 4

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

After Earth (2013)

The Entitled (2011)