Die Nacht der 1000 Stunden (2016)
Oryginalne podejście do tematu rozliczenia z niechlubną przeszłością Austrii i problemem antysemityzmu (który nie tylko tam się odradza). Z pozoru jest to dramat rodzinny i opowieść o duchach w jednym. Ale tajemnica, którą skrywają członkowie rodu Ullichów, sprawia, że film jest czymś znacznie więcej. I jest bardzo aktualny również w Polsce (chociażby przez nierozwiązany wciąż problem reprywatyzacji).
Reżyser, Virgil Widrich, zbudował swój film tak, jakby chciał powiedzieć, że historia nie ulega przedawnieniu, że zbrodnie dziadków przechodzą na wnuki. W ten sposób "Noc przez tysiąc godzin" staje się przypowieścią starotestamentową, gdzie odpowiedzialność za winy ma charakter zbiorowy i pokoleniowy. Całość jest tak zbudowana, byśmy zrozumieli, dlaczego akurat taki punkt wyjścia przyjął reżyser. I rzeczywiście ma w kilku miejscach rację. Próba trzymania historii w przeszłości czyni ze współczesnych współwinnych nie samej zbrodni, ale unikania odpowiedzialności. Ignorancja jest też przestępstwem, bo uniemożliwia zarówno karanie jak i zadośćuczynienie pokrzywdzonym. A to jest niczym innym, jak kontynuowaniem zbrodniczego procederu.
O ile jednak powyższy pomysł mi się podoba, o tyle już realizacyjnie wydaje mi się, że Widrich nie do końca sprostał zadaniu. W pewnym momencie do filmu wkrada się chaos. Bohaterowie i ich czyny zaczynają się rozmywać w szerszej perspektywie historycznej. Pojawia się zbyt wiele wątków, za dużo problemów, przez co to, co istotne, staje się tylko jednym z wielu elementów skomplikowanej układanki. To zaś prowadzi do tego, że film intelektualnie jest angażujący, ale emocjonalnie pozostaje obojętny.
Ocena: 6
Reżyser, Virgil Widrich, zbudował swój film tak, jakby chciał powiedzieć, że historia nie ulega przedawnieniu, że zbrodnie dziadków przechodzą na wnuki. W ten sposób "Noc przez tysiąc godzin" staje się przypowieścią starotestamentową, gdzie odpowiedzialność za winy ma charakter zbiorowy i pokoleniowy. Całość jest tak zbudowana, byśmy zrozumieli, dlaczego akurat taki punkt wyjścia przyjął reżyser. I rzeczywiście ma w kilku miejscach rację. Próba trzymania historii w przeszłości czyni ze współczesnych współwinnych nie samej zbrodni, ale unikania odpowiedzialności. Ignorancja jest też przestępstwem, bo uniemożliwia zarówno karanie jak i zadośćuczynienie pokrzywdzonym. A to jest niczym innym, jak kontynuowaniem zbrodniczego procederu.
O ile jednak powyższy pomysł mi się podoba, o tyle już realizacyjnie wydaje mi się, że Widrich nie do końca sprostał zadaniu. W pewnym momencie do filmu wkrada się chaos. Bohaterowie i ich czyny zaczynają się rozmywać w szerszej perspektywie historycznej. Pojawia się zbyt wiele wątków, za dużo problemów, przez co to, co istotne, staje się tylko jednym z wielu elementów skomplikowanej układanki. To zaś prowadzi do tego, że film intelektualnie jest angażujący, ale emocjonalnie pozostaje obojętny.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz