Lion (2016)
"Lion. Droga do domu" ma jeden cel – wywołać u widza wzruszenie. I z zadania tego wywiązuje się w 100%. Już sama (prawdziwa!) historia chłopca, który gubi się w zamieszkałych przez miliard ludzi Indiach, by ćwierć wieku później, po tym, jak został wychowany przez australijską rodzinę, podjąć próbę odnalezienia najbliższych, wystarczy, by w oczach pojawiły się łzy. Ale debiutujący w pełnym metrażu Garth Davis nie zostawił nic przypadkowi i dla tych, którym historia nie wystarczy, zafundował prawdziwy karnawał pięknych zdjęć i cudownej muzyki. Wspólnie bombarduje to widza tak potężną dawką ckliwości, że tylko osoby o najbardziej zatwardziałych sercach nie uronią choćby łezki.
Ale poza wzruszeniami, zdjęciami i muzyką "Lion" nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Historia Saroo prezentowana jest "po bożemu", jakby wcale nie wydarzyła się naprawdę, lecz była skopiowania ze starego podręcznika scenopisarstwa. W szczególności po macoszemu potraktowany został wątek australijski. Reżyser nie interesuje się procesem aklimatyzacji małego Saroo do zupełnie innej kultury. Zaś kilkuletnie poszukiwania dorosłego Saroo (graniczące z chorobliwą obsesją) sprawdza do kilku zgrabnych klipów montażowych i króciutkich scen dialogowych.
Ten przedmiotowy stosunek do bohatera miejscami uwiera. Jednak "Lion" jest na tyle pięknym obrazem, że wady daje się wytrzymać.
Ocena: 6
Ale poza wzruszeniami, zdjęciami i muzyką "Lion" nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Historia Saroo prezentowana jest "po bożemu", jakby wcale nie wydarzyła się naprawdę, lecz była skopiowania ze starego podręcznika scenopisarstwa. W szczególności po macoszemu potraktowany został wątek australijski. Reżyser nie interesuje się procesem aklimatyzacji małego Saroo do zupełnie innej kultury. Zaś kilkuletnie poszukiwania dorosłego Saroo (graniczące z chorobliwą obsesją) sprawdza do kilku zgrabnych klipów montażowych i króciutkich scen dialogowych.
Ten przedmiotowy stosunek do bohatera miejscami uwiera. Jednak "Lion" jest na tyle pięknym obrazem, że wady daje się wytrzymać.
Ocena: 6
"Lion. Droga do domu" ma jeden cel – wywołać u widza wzruszenie.
OdpowiedzUsuńNo daj pan spokój! :) Ja "Liona" nie widziałem, a wzruszyłem się już na zwiastunie. Coraz łatwiej się wzruszam i obawiam się, że po seansie rozkleję się nad recenzją, której nie da się czytać, bo będzie zbiorem melancholijnych uniesień o stracie dziecka i potrzebie posiadania rodziny. Coraz słabszy jestem na takie kino :)
Uuuu, to sugeruję wziąć na seans co najmniej 2-litrową butelkę wody (żeby się nie odwodnić) i pokaźną paczkę chusteczek.
Usuń