Trust Me (2013)
Jak mówi stare porzekadło: "Lepsze jest wrogiem dobrego". I świetnie pokazuje to przykład filmu Clarka Gregga "Sprawa zaufania". Reżyserowi nie wystarczyła prosta opowieść o podszewce Hollywoodu, musiał w to upchnąć nieco zbyt mocno naciąganą fabułę i garść realizmu magicznego. Może w innych rękach udałoby się to skomponować w interesującą całość. W wersji Gregga po prostu rozłazi się na boki.
Sam wątek funkcjonowania hollywoodzkiego agenta był fajny. Tym bardziej, że Gregg wybrał ciekawą postać. Grany przez niego Howard jest człowiekiem z zupełnie innej bajki. Żyje w świecie, w którym liczy się egoizm, bezczelność, makiawelizm. Jednak on odrzuca tę filozofię i funkcjonuje według innych zasad: zamiast na chwilowym sukcesie, on walczy o długoterminowe dobro, zamiast cynicznego ogrywania swoich podopiecznych, on wybiera lojalność. Ale w świecie, gdzie wszyscy grają znaczonymi kartami, ta jego dobrowolna ślepota staje się przeszkodą nie tylko dla niego ale także dla tych, którym ma za zadanie pomagać. Głównie dlatego, że nikt nie chce uwierzyć w szczerość jego intencji, wolą widzieć w nim nieudacznika, bo to oczyszcza ich sumienia, kiedy muszą go zdradzić. Zresztą nie zawsze był tak oddany cudzym sprawom, co tylko zwiększa nieufność wobec jego metod.
Ten obraz Hollywoodu, gdzie altruizm, szlachetność, honor są nie tyle pustymi pojęciami ile wręcz ideami szkodliwymi, wychodzi Greggowi bardzo sugestywnie. Problem jednak w tym, że to mu nie wystarcza. Historia młodziutkiej aktorki u progu wielkiej sławy, jest rozdęta do rozmiarów, które w tym filmie kompletnie nie pasują. W pewnym monecie całość staje się wręcz głupia, tak bardzo Gregg ją dociska. Również sceny ze skrzydłami zdają się pasować tutaj jak kwiat do kożucha. Co z kolei prowadziło do mocnego dyskomfortu podczas oglądania. A stąd jest już tylko krok od zwątpienia w ogóle w sens całego filmu.
Ocena: 5
Sam wątek funkcjonowania hollywoodzkiego agenta był fajny. Tym bardziej, że Gregg wybrał ciekawą postać. Grany przez niego Howard jest człowiekiem z zupełnie innej bajki. Żyje w świecie, w którym liczy się egoizm, bezczelność, makiawelizm. Jednak on odrzuca tę filozofię i funkcjonuje według innych zasad: zamiast na chwilowym sukcesie, on walczy o długoterminowe dobro, zamiast cynicznego ogrywania swoich podopiecznych, on wybiera lojalność. Ale w świecie, gdzie wszyscy grają znaczonymi kartami, ta jego dobrowolna ślepota staje się przeszkodą nie tylko dla niego ale także dla tych, którym ma za zadanie pomagać. Głównie dlatego, że nikt nie chce uwierzyć w szczerość jego intencji, wolą widzieć w nim nieudacznika, bo to oczyszcza ich sumienia, kiedy muszą go zdradzić. Zresztą nie zawsze był tak oddany cudzym sprawom, co tylko zwiększa nieufność wobec jego metod.
Ten obraz Hollywoodu, gdzie altruizm, szlachetność, honor są nie tyle pustymi pojęciami ile wręcz ideami szkodliwymi, wychodzi Greggowi bardzo sugestywnie. Problem jednak w tym, że to mu nie wystarcza. Historia młodziutkiej aktorki u progu wielkiej sławy, jest rozdęta do rozmiarów, które w tym filmie kompletnie nie pasują. W pewnym monecie całość staje się wręcz głupia, tak bardzo Gregg ją dociska. Również sceny ze skrzydłami zdają się pasować tutaj jak kwiat do kożucha. Co z kolei prowadziło do mocnego dyskomfortu podczas oglądania. A stąd jest już tylko krok od zwątpienia w ogóle w sens całego filmu.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz