Bacalaureat (2016)
Bardzo liczyłem na ten film. I jak to (niestety) często bywa w takich sytuacjach, nie sprostał on moim oczekiwaniom. Och, to nie jest zła rzecz. Po prostu nie jest szczególnie udana.
Tytuł "Egzamin" ma tu podwójne znaczenie. Po pierwsze egzamin dojrzałości naprawdę stanowi istotny element fabuły. Ale tak naprawdę jest to film o rzeczywistym egzaminie z dorosłości, o końcu dzieciństwa i złudzeń dziecka co do charakterów rodziców. Bohaterka filmu zostaje skonfrontowana z brzydką prawdą, że bycie dorosłym ma niewiele wspólnego z lekcjami dorosłości, jakich przez lata udzielali jej rodzice. Wartość szczerości, uczciwości, ambicji, rodziny zostaje zrewidowana, kiedy dziewczyna ostatecznie stanie twarzą w twarz ze zdradami i krętactwami ojca, milczącą biernością matki, przypadkowością przemocy.
Temat nie jest zbyt odkrywczy, ale wydawać by się mogło, że w rękach reżysera "4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni" zmieni się w niebanalną historię. Tak się jednak nie stało. Mungiu zamiast podążać własną drogą, spaceruje sobie alejami wybrukowanymi przez innych twórców. Jego metafory są dość toporne, a całość jest straszliwie płytka. Mungiu raczej udaje, że daje nura w odmęty ludzkiej natury, podczas gdy w rzeczywistości brodzi sobie w przybrzeżnym mule stereotypów i wyświechtanych frazesów. Na szczęście robi to zawodowo, jak na profesjonalistę przystało, więc mimo swój reżyserski egzamin zdaje.
Ocena: 6
Tytuł "Egzamin" ma tu podwójne znaczenie. Po pierwsze egzamin dojrzałości naprawdę stanowi istotny element fabuły. Ale tak naprawdę jest to film o rzeczywistym egzaminie z dorosłości, o końcu dzieciństwa i złudzeń dziecka co do charakterów rodziców. Bohaterka filmu zostaje skonfrontowana z brzydką prawdą, że bycie dorosłym ma niewiele wspólnego z lekcjami dorosłości, jakich przez lata udzielali jej rodzice. Wartość szczerości, uczciwości, ambicji, rodziny zostaje zrewidowana, kiedy dziewczyna ostatecznie stanie twarzą w twarz ze zdradami i krętactwami ojca, milczącą biernością matki, przypadkowością przemocy.
Temat nie jest zbyt odkrywczy, ale wydawać by się mogło, że w rękach reżysera "4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni" zmieni się w niebanalną historię. Tak się jednak nie stało. Mungiu zamiast podążać własną drogą, spaceruje sobie alejami wybrukowanymi przez innych twórców. Jego metafory są dość toporne, a całość jest straszliwie płytka. Mungiu raczej udaje, że daje nura w odmęty ludzkiej natury, podczas gdy w rzeczywistości brodzi sobie w przybrzeżnym mule stereotypów i wyświechtanych frazesów. Na szczęście robi to zawodowo, jak na profesjonalistę przystało, więc mimo swój reżyserski egzamin zdaje.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz