Creative Control (2015)
Benjamin Dickinson stworzył bardzo ciekawy świat. Bliski współczesności, ale jednak z technologią nieco bardziej zaawansowaną. W tym świecie augmented reality (rzeczywistość rozszerzona) jest już o krok od pełnej realizacji. To zaś służy reżyserowi jako baza do dywagowania na temat tego, czym jest doświadczanie rzeczywistości i w jaki sposób można poszerzać jej granice.
W "Creative Control" AR osiąga się w sposób dwojaki. Po pierwsze poprzez rozwój technologiczny, który umożliwia zatarcie granic i rozpoczęcie interakcji z fikcją w sposób jak najbardziej wiarygodny. Po drugiej za pomocą technik starych jak ludzkość, które umożliwiają nam pozbycie się wewnętrznych barier blokujących wyobraźnię. Te rozszerzone rzeczywistości są jednak mocno egocentryczne. W tych doświadczeniach przestaje się liczyć cokolwiek innego poza własnym "Ja". Choć czasami maskowane jest to poprzez projekcję inne osoby, "współdzielącą" tę rzeczywistość (cudzysłów oznacza tu iluzoryczność tego dzielenia się doświadczeniem).
Na poziomie rozważań filozoficznych obraz Dickinsona daje się obronić. Fajnie "ugryzł" problematykę solipsyzmu. Tyle tylko, że "Creative Control" chce być czymś więcej. To ma być również opowieść o związku, o ludziach, którzy czegoś chcą, ale nie bardzo wiedzą co, którzy są seksualnie sfrustrowani i nie potrafią się od tych frustracji się uwolnić, którzy żyją marzeniami, ale nie chcą ich realizować. I na tym poziomie film niestety nie funkcjonuje. Reżyserowi zabrakło umiejętności budowania wciągających interakcji. Jego obraz działa intelektualnie, ale kiedy próbuje poruszać emocjonalne struny, to nic się nie dzieje. Rozbrzmiewa cisza pustki niespełnionych artystycznych nadziei.
Ocena: 5
W "Creative Control" AR osiąga się w sposób dwojaki. Po pierwsze poprzez rozwój technologiczny, który umożliwia zatarcie granic i rozpoczęcie interakcji z fikcją w sposób jak najbardziej wiarygodny. Po drugiej za pomocą technik starych jak ludzkość, które umożliwiają nam pozbycie się wewnętrznych barier blokujących wyobraźnię. Te rozszerzone rzeczywistości są jednak mocno egocentryczne. W tych doświadczeniach przestaje się liczyć cokolwiek innego poza własnym "Ja". Choć czasami maskowane jest to poprzez projekcję inne osoby, "współdzielącą" tę rzeczywistość (cudzysłów oznacza tu iluzoryczność tego dzielenia się doświadczeniem).
Na poziomie rozważań filozoficznych obraz Dickinsona daje się obronić. Fajnie "ugryzł" problematykę solipsyzmu. Tyle tylko, że "Creative Control" chce być czymś więcej. To ma być również opowieść o związku, o ludziach, którzy czegoś chcą, ale nie bardzo wiedzą co, którzy są seksualnie sfrustrowani i nie potrafią się od tych frustracji się uwolnić, którzy żyją marzeniami, ale nie chcą ich realizować. I na tym poziomie film niestety nie funkcjonuje. Reżyserowi zabrakło umiejętności budowania wciągających interakcji. Jego obraz działa intelektualnie, ale kiedy próbuje poruszać emocjonalne struny, to nic się nie dzieje. Rozbrzmiewa cisza pustki niespełnionych artystycznych nadziei.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz