Mal de pierres (2016)
Fascynuje mnie to, jak czasami twórcy uparcie podążają tropem mało interesującej historii, przez co kompletnie ignorują tę, która jest naprawdę fascynująca. "Z innego świata" jest tego najlepszym przykładem.
Nicole Garcia upiera się, by opowiedzieć historię kobiety-albatrosa, która powinna swobodnie szybować, ale urodziła się w takim czasie i miejscu, że nie mogła nawet marzyć o wzniesieniu się w powietrze. Obdarzona żywą wyobraźnią oraz głodem doświadczeń intelektualnych i emocjonalnych, była skazana na powolne usychanie. Ratunkiem mogło być małżeństwo z rozsądku. Ale ono, jak to z kompromisami bywa, na dłuższą metę nie dało jej satysfakcji. I choć nauczyła się współżyć z mężem (pod każdym względem), to jednak nie potrafiła zrozumieć, że ma do czynienia z miłością. Wychowana na literaturze i marzeniach, głodna była wielkiego uczucia, tego jedynego godnego w kulturze nosić miano miłości. I tak wkroczyła na drogę bolesnej, ale niezbędnej lekcji życia.
Historia bohaterki rozwija się w sposób łatwy do przewidzenia. Poza wątkiem sanatoryjnym nie jest też wcale aż tak dobrze opowiedziana. Tymczasem w jej cieniu istniej historia, którą naprawdę chciałbym poznać lepiej. Jej bohaterem jest mąż kobiety. Uciekinier z Hiszpanii miał niby nie kochać głównej bohaterki, lecz jego działania temu przeczyły. To, co czynił pomimo zachowań bohaterki, jego motywacje i uczucia, są naprawdę fascynujące i o wiele bardziej skomplikowane od seksualnie i emocjonalnie wygłodniałej kobiety stanowiącej nominalnie epicentrum filmu. Do tego wszystkiego Àlex Brendemühl naprawdę fajnie wypada w roli mrocznego, pozornie chłodnego i zdystansowanego mężczyzny, który jednak ma w sobie głębokie pokłady uczucia. Jest bohaterem romantycznym z rodzaju modnego w XIX-wiecznej literaturze angielskiej. I naprawdę żałuję, że stanowi jedynie drugi plan i kropkę nad "i" dla całego filmu.
Całość ma u mnie dodatkowy punkt za piękne zdjęcia. Miejscami są aż za dobre, przyćmiewając przeciętną narrację.
Ocena: 6
Nicole Garcia upiera się, by opowiedzieć historię kobiety-albatrosa, która powinna swobodnie szybować, ale urodziła się w takim czasie i miejscu, że nie mogła nawet marzyć o wzniesieniu się w powietrze. Obdarzona żywą wyobraźnią oraz głodem doświadczeń intelektualnych i emocjonalnych, była skazana na powolne usychanie. Ratunkiem mogło być małżeństwo z rozsądku. Ale ono, jak to z kompromisami bywa, na dłuższą metę nie dało jej satysfakcji. I choć nauczyła się współżyć z mężem (pod każdym względem), to jednak nie potrafiła zrozumieć, że ma do czynienia z miłością. Wychowana na literaturze i marzeniach, głodna była wielkiego uczucia, tego jedynego godnego w kulturze nosić miano miłości. I tak wkroczyła na drogę bolesnej, ale niezbędnej lekcji życia.
Historia bohaterki rozwija się w sposób łatwy do przewidzenia. Poza wątkiem sanatoryjnym nie jest też wcale aż tak dobrze opowiedziana. Tymczasem w jej cieniu istniej historia, którą naprawdę chciałbym poznać lepiej. Jej bohaterem jest mąż kobiety. Uciekinier z Hiszpanii miał niby nie kochać głównej bohaterki, lecz jego działania temu przeczyły. To, co czynił pomimo zachowań bohaterki, jego motywacje i uczucia, są naprawdę fascynujące i o wiele bardziej skomplikowane od seksualnie i emocjonalnie wygłodniałej kobiety stanowiącej nominalnie epicentrum filmu. Do tego wszystkiego Àlex Brendemühl naprawdę fajnie wypada w roli mrocznego, pozornie chłodnego i zdystansowanego mężczyzny, który jednak ma w sobie głębokie pokłady uczucia. Jest bohaterem romantycznym z rodzaju modnego w XIX-wiecznej literaturze angielskiej. I naprawdę żałuję, że stanowi jedynie drugi plan i kropkę nad "i" dla całego filmu.
Całość ma u mnie dodatkowy punkt za piękne zdjęcia. Miejscami są aż za dobre, przyćmiewając przeciętną narrację.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz