Our Kind of Traitor (2016)
Dwie rzeczy uwierają podczas oglądania "Zdrajcy w naszym typie". Pierwszą dałem radę zignorować. Drugiej już jednak nie.
Tą pierwszą jest sam absurdalny punkt wyjścia. Twórcy chcą, żebyśmy uwierzyli, że bohaterem thrillera sensacyjnego może być uniwersytecki profesor, który wykłada tak atletyczny przedmiot jak poezja. Jednak bardzo łatwo przyszło mi to zignorować. Głównie dlatego, że reżyserka całkiem sprawnie prowadzi akcję. Film zbudowany jest z solidnych elementów, które dość dobrze do siebie pasują. To zaś powoduje, że wszelkie fabularne absurdy (łącznie z poetą, który staje się agentem mimo woli) rozpływają się w powietrzu. Oczywiście w żadnym momencie "Zdrajca w naszym typie" nie wykracza poza solidną przeciętność, ale uznaję to za sukces. W takich warunkach nie można było liczyć na nic więcej.
Drugą rzeczą, nad którą jednak nie potrafiłem przejść do porządku dziennego, jest to, że twórcy wybielają bohaterów. Jakby sam fakt, że ich przeciwnicy są gorsi, czynił z nich z automatu postaci pozytywne. Grany przez Stellana Skarsgårda Dima, to bogaty rosyjski gangster. Do tej fortuny nie doszedł będąc szlachetnym dżentelmenem. Ale nawet kiedy widzimy go w scenach przemocy, to zawsze jest ona uzasadniana. Dima jest w tym filmie smutnym, zmęczonym życiem rycerzem. Twórcy robią wszystko, byśmy nawet nie myśleli o tym, ilu ludzi zabił (lub kazał zgładzić), by stać go było na kosztowne przyjęcie urodzinowe dla córki zorganizowane w Marrakeszu. Również postać grana przez Ewana McGregora nie jest krystaliczna. Lecz i jego grzechy służy twórcom wyłącznie jako pretekst dla zawiązania fabuły. Jego charakter nigdy nie jest podważony, przez co niepokazane przewinienia z niedawnej przeszłości mają po prostu być przez widza zbagatelizowane.
Takie podejście wydało mi się bardzo głupie. "Zdrajca w naszym typie" byłby o wiele ciekawszym filmem, gdyby twórcy nie wybielali bohaterów, ale pokazali ich właśnie w pełnej chwale ich szpetnych charakterów. Ale do tego trzeba było po prostu kogoś z wizją, a nie specjalistki od rutyny.
Ocena: 6
Tą pierwszą jest sam absurdalny punkt wyjścia. Twórcy chcą, żebyśmy uwierzyli, że bohaterem thrillera sensacyjnego może być uniwersytecki profesor, który wykłada tak atletyczny przedmiot jak poezja. Jednak bardzo łatwo przyszło mi to zignorować. Głównie dlatego, że reżyserka całkiem sprawnie prowadzi akcję. Film zbudowany jest z solidnych elementów, które dość dobrze do siebie pasują. To zaś powoduje, że wszelkie fabularne absurdy (łącznie z poetą, który staje się agentem mimo woli) rozpływają się w powietrzu. Oczywiście w żadnym momencie "Zdrajca w naszym typie" nie wykracza poza solidną przeciętność, ale uznaję to za sukces. W takich warunkach nie można było liczyć na nic więcej.
Drugą rzeczą, nad którą jednak nie potrafiłem przejść do porządku dziennego, jest to, że twórcy wybielają bohaterów. Jakby sam fakt, że ich przeciwnicy są gorsi, czynił z nich z automatu postaci pozytywne. Grany przez Stellana Skarsgårda Dima, to bogaty rosyjski gangster. Do tej fortuny nie doszedł będąc szlachetnym dżentelmenem. Ale nawet kiedy widzimy go w scenach przemocy, to zawsze jest ona uzasadniana. Dima jest w tym filmie smutnym, zmęczonym życiem rycerzem. Twórcy robią wszystko, byśmy nawet nie myśleli o tym, ilu ludzi zabił (lub kazał zgładzić), by stać go było na kosztowne przyjęcie urodzinowe dla córki zorganizowane w Marrakeszu. Również postać grana przez Ewana McGregora nie jest krystaliczna. Lecz i jego grzechy służy twórcom wyłącznie jako pretekst dla zawiązania fabuły. Jego charakter nigdy nie jest podważony, przez co niepokazane przewinienia z niedawnej przeszłości mają po prostu być przez widza zbagatelizowane.
Takie podejście wydało mi się bardzo głupie. "Zdrajca w naszym typie" byłby o wiele ciekawszym filmem, gdyby twórcy nie wybielali bohaterów, ale pokazali ich właśnie w pełnej chwale ich szpetnych charakterów. Ale do tego trzeba było po prostu kogoś z wizją, a nie specjalistki od rutyny.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz