Pan (2015)
Zazwyczaj przy tego rodzaju filmach piszę "pomysł fajny, ale wykonanie słabe". Nie tym razem. Nie rozumiem, jak ktokolwiek uznał, że scenariusz Jasona Fuchsa nadawał się do realizacji. Tu nawet punkt wyjścia wydaje się słaby, a rozwinięcie fabuły jest tak żałośnie nijakie, że nigdy w życiu nie pomyślałbym, iż ktokolwiek mógłby tym być zainteresowany.
Piotruś jest tu postacią ledwie zarysowaną. To cień oryginału i to dodatkowo rozmazany i niedoświetlony tak, że naprawdę ledwo daje się zauważyć, że w ogóle jest. Cała fabuła z wybrańcem i odkrywaniem swojego przeznaczenia świadczy jedynie o lenistwie scenarzysty, który nawet nie spróbował podejść do tematu w jakiś ciekawy sposób i po prostu powtarza bez zrozumienia to, co inni kiedyś zrobili. Postać Hooka jest równie słaba, ale przynajmniej Garrett Hedlund ma na tyle ekranowej prezencji, że widać jego desperacką próbę uczynienia z bohatera kogoś z ikrą. Niestety, ponieważ Hook w dużej mierze definiowany jest przez relacje z Piotrusiem i Tiger Lily, to w rzeczywistości starania Hedlunda na niewiele się zdają. Jego postać istnieje tylko za sprawą historii, którą znamy z pierwowzoru Barriego.
Rozczarował mnie również Joe Wright, który pokazał się tutaj z jak najgorszej strony. Wygląda tak, jakby Wright zapomniał, co oznacza pozycja reżysera. Film jest straszliwie kanciasty i koszmarny pod względem wizualnym (i nie mówię to tylko o efektach specjalnych, przy których polscy twórcy wypadają na mistrzów). A pomysły z piosenkami może na papierze wypadał nieźle, ale to, co zrobił z nimi Wright, woła o pomstę do nieba. Teraz przynajmniej wiem, dlaczego Kurt Cobain popełnił samobójstwo. Jakimś cudem spojrzał w przyszłość i zobaczył, co Wright i spółka zrobili ze "Smells Like Teen Spirit". Po czymś takim, jako szanujący się artysta, nie mógł dojść do siebie.
Ocena: 2
Piotruś jest tu postacią ledwie zarysowaną. To cień oryginału i to dodatkowo rozmazany i niedoświetlony tak, że naprawdę ledwo daje się zauważyć, że w ogóle jest. Cała fabuła z wybrańcem i odkrywaniem swojego przeznaczenia świadczy jedynie o lenistwie scenarzysty, który nawet nie spróbował podejść do tematu w jakiś ciekawy sposób i po prostu powtarza bez zrozumienia to, co inni kiedyś zrobili. Postać Hooka jest równie słaba, ale przynajmniej Garrett Hedlund ma na tyle ekranowej prezencji, że widać jego desperacką próbę uczynienia z bohatera kogoś z ikrą. Niestety, ponieważ Hook w dużej mierze definiowany jest przez relacje z Piotrusiem i Tiger Lily, to w rzeczywistości starania Hedlunda na niewiele się zdają. Jego postać istnieje tylko za sprawą historii, którą znamy z pierwowzoru Barriego.
Rozczarował mnie również Joe Wright, który pokazał się tutaj z jak najgorszej strony. Wygląda tak, jakby Wright zapomniał, co oznacza pozycja reżysera. Film jest straszliwie kanciasty i koszmarny pod względem wizualnym (i nie mówię to tylko o efektach specjalnych, przy których polscy twórcy wypadają na mistrzów). A pomysły z piosenkami może na papierze wypadał nieźle, ale to, co zrobił z nimi Wright, woła o pomstę do nieba. Teraz przynajmniej wiem, dlaczego Kurt Cobain popełnił samobójstwo. Jakimś cudem spojrzał w przyszłość i zobaczył, co Wright i spółka zrobili ze "Smells Like Teen Spirit". Po czymś takim, jako szanujący się artysta, nie mógł dojść do siebie.
Ocena: 2
Komentarze
Prześlij komentarz