長城 (2016)
Polskie MSZ powinno z "Wielkiego Muru" uczynić lekturę obowiązkową dla wszystkich pracowników (z ministrem na czele), którzy wypowiadają się publicznie. Jest to bowiem piękny przykład na to, czym jest dyplomacja na najwyższym poziomie: sztuką mówienia, co istotne tak, by wszyscy czuli się pokrzepieni. "Wielki Mur" jednocześnie piętnuje to, co Zachód uważa za swoje największe zalety (indywidualizm i zaradność) jak i głosi konieczność współpracy i porozumienia.
Wielkie zalety ludzi Zachodu tu jawią się jako koszmarne wady, indywidualizm to egoizm, zaradność to chciwość. Ale na szczęście jest Wschód, gdzie od wieków pielęgnuje się prawdziwe wartości, w których liczy się przede wszystkim wyższe dobro, wspólnota, a nie jednostka. Najsprytniej jest to podkreślone w scenach, w których pozornie pojawia się krytyka Chin. Pozornie, ponieważ krytykowany jest cesarz, jedyna negatywna postać chińska w całym filmie. Cesarz, czyli jednostka stojąca ponad ludem, egoistyczna i narcystyczna. Z drugiej strony wszyscy Europejczycy w tym filmie zaczynają jako postaci negatywne i dopiero z czasem mogą się zmienić (albo i nie).
Obok kija jest jednak i marchewka. "Wielki Mur" nie piętnuje ludzi Zachodu. Przeciwnie, ten film jest jawnym zaproszeniem do poznania bliżej kultury Wschodu. To umożliwi bowiem wewnętrzną przemianę, duchowe przebudzenie. Yimou Zhang korzysta więc ze zrozumiałego w Europie języka gnozy. Tyle że gdzie indziej wskazuje źródło Sofii. "Wielki Mur" nie wywyższa też Chińczyków (choć podkreślający ich rozwiniętą moralność takie podejście byłoby całkiem naturalne i zrozumiałe). Zamiast tego pokazuje, że prawdziwy sukces odniosą wszyscy wyłącznie wtedy, kiedy będą współpracować... i to jako równorzędni partnerzy.
Yimou Zhang w niezwykle elegancki sposób wyraża propagandową myśl Chin. Jego język jest prosty i zrozumiały pod każdą długością geograficzną. Dodatkowo został opakowany w efekciarskie sceny batalistyczne i ozdobiony hollywoodzkimi gwiazdami. To gwarantuje, że przesłanie Wspaniałych i Dobroczynnych Chin dotrze wszędzie.
Nie dziwię się też Mattowi Damonowi, że zgodził się w tej propagandzie wziąć udział. W Hollywood może przebierać w rolach, ale raczej nikt nie zaproponowałby mu roli takiej jak ta w "Wielkim Murze", gdzie fika w powietrzu, czyni cuda z użyciem łuku i przemyka tuż przed paszczami i pazurami potworów. Może jest to tanie i odpustowe, ale zarazem ma w sobie coś zawadiackiego, co przykuwa uwagę. Zresztą cały "Wielki Mur" jest taki: niby nic nadzwyczajnego, a ogląda się to całkiem dobrze.
Ocena: 6
Wielkie zalety ludzi Zachodu tu jawią się jako koszmarne wady, indywidualizm to egoizm, zaradność to chciwość. Ale na szczęście jest Wschód, gdzie od wieków pielęgnuje się prawdziwe wartości, w których liczy się przede wszystkim wyższe dobro, wspólnota, a nie jednostka. Najsprytniej jest to podkreślone w scenach, w których pozornie pojawia się krytyka Chin. Pozornie, ponieważ krytykowany jest cesarz, jedyna negatywna postać chińska w całym filmie. Cesarz, czyli jednostka stojąca ponad ludem, egoistyczna i narcystyczna. Z drugiej strony wszyscy Europejczycy w tym filmie zaczynają jako postaci negatywne i dopiero z czasem mogą się zmienić (albo i nie).
Obok kija jest jednak i marchewka. "Wielki Mur" nie piętnuje ludzi Zachodu. Przeciwnie, ten film jest jawnym zaproszeniem do poznania bliżej kultury Wschodu. To umożliwi bowiem wewnętrzną przemianę, duchowe przebudzenie. Yimou Zhang korzysta więc ze zrozumiałego w Europie języka gnozy. Tyle że gdzie indziej wskazuje źródło Sofii. "Wielki Mur" nie wywyższa też Chińczyków (choć podkreślający ich rozwiniętą moralność takie podejście byłoby całkiem naturalne i zrozumiałe). Zamiast tego pokazuje, że prawdziwy sukces odniosą wszyscy wyłącznie wtedy, kiedy będą współpracować... i to jako równorzędni partnerzy.
Yimou Zhang w niezwykle elegancki sposób wyraża propagandową myśl Chin. Jego język jest prosty i zrozumiały pod każdą długością geograficzną. Dodatkowo został opakowany w efekciarskie sceny batalistyczne i ozdobiony hollywoodzkimi gwiazdami. To gwarantuje, że przesłanie Wspaniałych i Dobroczynnych Chin dotrze wszędzie.
Nie dziwię się też Mattowi Damonowi, że zgodził się w tej propagandzie wziąć udział. W Hollywood może przebierać w rolach, ale raczej nikt nie zaproponowałby mu roli takiej jak ta w "Wielkim Murze", gdzie fika w powietrzu, czyni cuda z użyciem łuku i przemyka tuż przed paszczami i pazurami potworów. Może jest to tanie i odpustowe, ale zarazem ma w sobie coś zawadiackiego, co przykuwa uwagę. Zresztą cały "Wielki Mur" jest taki: niby nic nadzwyczajnego, a ogląda się to całkiem dobrze.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz