Criminal Activities (2015)
SPOILERY
W pewnym momencie bohater grany przez Johna Travoltę cytując Makbeta ostrzega agentów FBI, że pozory mogą mylić. Jest to również przesłanie dla widzów. W swoim pełnometrażowym debiucie reżyserskim Jackie Earle Haley postawił na fabułę, która kryje w sobie zagadkę. Rozwiązana zostanie dopiero na końcu i jest to niestety największa wada filmu.
Okazuje się bowiem, że "Ryzykowny układ" to historia o fantastycznie wymyślnej zemście. A ja takie historie uwielbiam. Im bardziej zagmatwana (barokowa) w swej konstrukcji intryga, tym lepiej. A tu zemsta frajera jest naprawdę genialna. I gdyby była wiadoma od początku, z całą pewnością pozytywniej nastawiłaby mnie na odbiór reszty, która niestety pozostawia wiele do życzenia.
Haley próbuje sprawić, by jego film miał w sobie coś z "Wściekłych psów" i "Przekrętu", ale nie potrafi naładować go energią. Rzuca się w oczy straszliwa statyczność poszczególnych sekwencji, brak pomysłu na to, jak pobawić się montażem. Jest to tym bardziej widoczne, że muzycznie Haley dobrał utwory tak, by jeszcze bardziej zwiększały oczekiwania na wizualną prezentację z ikrą. Tymczasem energetyzującej muzyce towarzyszy na przykład kręcona w jednym ujęciu, bez cięć, scena bardzo spokojnego wchodzenia po schodach! Jest to takie marnotrawstwo potencjału, że aż głowa boli.
Niewiele lepiej prezentują się dialogi. Szczególnie te pomiędzy bohaterami zamkniętymi w pokoju i czekającymi na rozwój wypadków. Nie brzmią naturalnie. Bliżej im do deklamacji z niezależnego teatrzyku dla niespełnionych aktorsko amatorów, niż do tego, jak mogliby mówić gangsterzy czy przeciętniacy wrzuceni w świat wielkomiejskiej zbrodni.
Kiedy więc po tych wszystkich prezentacyjnych rozczarowaniach odkryty zostaje twist fabularny (choć oczywiście aluzje dotyczącego tego są rzucane w wielu wcześniejszych scenach), mogłem z siebie wydać tylko jęk zawodu. Bo pomysł jest naprawdę w moim guście.
Ocena: 4
W pewnym momencie bohater grany przez Johna Travoltę cytując Makbeta ostrzega agentów FBI, że pozory mogą mylić. Jest to również przesłanie dla widzów. W swoim pełnometrażowym debiucie reżyserskim Jackie Earle Haley postawił na fabułę, która kryje w sobie zagadkę. Rozwiązana zostanie dopiero na końcu i jest to niestety największa wada filmu.
Okazuje się bowiem, że "Ryzykowny układ" to historia o fantastycznie wymyślnej zemście. A ja takie historie uwielbiam. Im bardziej zagmatwana (barokowa) w swej konstrukcji intryga, tym lepiej. A tu zemsta frajera jest naprawdę genialna. I gdyby była wiadoma od początku, z całą pewnością pozytywniej nastawiłaby mnie na odbiór reszty, która niestety pozostawia wiele do życzenia.
Haley próbuje sprawić, by jego film miał w sobie coś z "Wściekłych psów" i "Przekrętu", ale nie potrafi naładować go energią. Rzuca się w oczy straszliwa statyczność poszczególnych sekwencji, brak pomysłu na to, jak pobawić się montażem. Jest to tym bardziej widoczne, że muzycznie Haley dobrał utwory tak, by jeszcze bardziej zwiększały oczekiwania na wizualną prezentację z ikrą. Tymczasem energetyzującej muzyce towarzyszy na przykład kręcona w jednym ujęciu, bez cięć, scena bardzo spokojnego wchodzenia po schodach! Jest to takie marnotrawstwo potencjału, że aż głowa boli.
Niewiele lepiej prezentują się dialogi. Szczególnie te pomiędzy bohaterami zamkniętymi w pokoju i czekającymi na rozwój wypadków. Nie brzmią naturalnie. Bliżej im do deklamacji z niezależnego teatrzyku dla niespełnionych aktorsko amatorów, niż do tego, jak mogliby mówić gangsterzy czy przeciętniacy wrzuceni w świat wielkomiejskiej zbrodni.
Kiedy więc po tych wszystkich prezentacyjnych rozczarowaniach odkryty zostaje twist fabularny (choć oczywiście aluzje dotyczącego tego są rzucane w wielu wcześniejszych scenach), mogłem z siebie wydać tylko jęk zawodu. Bo pomysł jest naprawdę w moim guście.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz