Manchester by the Sea (2016)

To się dopiero nazywa twórcza przemiana. "Margaret" to film tak zły, że miałem nadzieję, iż Lonergan już nigdy nie stanie za kamerą i pozostanie przy tym, na czym zna się najlepiej – pisaniu scenariuszy. I rzeczywiście nie spieszył się do powrotu do reżyserii. Ale najwyraźniej przez te pięć lat sporo się w nim zmieniło, bo "Manchester by the Sea" wygląda tak, jakby nakręciła je zupełnie inna osoba.



Na pierwszy rzut oka jest to typowy przedstawiciel amerykańskiego kina niezależnego. I jak większość filmów tego nurtu opowiada o tym, jak to śmierć może stać się trampoliną, z której bohaterowie wyskoczą ku lepszemu życiu, osoby zamknięte za sprawą przeszłych tragedii, teraz otworzą się na świat, jednostki zagubione odnajdą cel, a młodzi zdobędą się na odwagę, by wkroczyć w dorosłość. I w "Manchester by the Sea" odnajdziemy wszystkie te elementy, jednak Lonergan składa z nich zupełnie inną opowieść. U niego są takie tragedie, z których nie można się otrząsnąć, więc zamiast totalnego happy-endu, jedyne, na co można liczyć, to kompromis. "Manchester by the Sea" to opowieść o byciu tu i teraz, kiedy dusza umarła, lecz ciało pozostało przy życiu.

I miejscami jest to film niezwykle mocny emocjonalnie. Scena na posterunku czy scena rozmowy bohatera z byłą żoną, to kino najwyższej próby. Tym bardziej, że i Casey Affleck i Michelle Williams są świetni w swoich kreacjach. Czasami jednak niektóre z wyborów reżysera dziwiły mnie (dziwne cięcia montażowe) lub po prostu nie podobały mi się. Chodzi mi tu przede wszystkim o wybór utworów muzycznych. W niektórych scenach wydał mi się on bardzo wątpliwy i zamiast wzbudzać silne emocje, u mnie doprowadzał do irytacji i poczucia zawodu.

Mimo wszystko teraz z większą ciekawością będę czekał na kolejne dzieło reżyserskie Lonergana.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)