Tomorrowland (2015)
"Kraina jutra" dobrze ilustruje jeden z częściej powtarzanych w Hollywood błędów. Polega on na tym, że najpierw wybiera się uzasadnienie dla powstania filmu, a dopiero potem konstruuje się fabułę. W kinie artystycznym lub propagandowym takie podejście jest jak najbardziej uzasadnione. W kinie czysto rozrywkowym prowadzi jednak na manowce.
Idea kryjąca się za "Krainą jutra" jest bardzo czytelna. To próba przywrócenia kina familijnego sprzed dwóch dekad. Ma mieć wartką narrację, rezolutnych bohaterów i kilka widowiskowych sekwencji. I rzeczywiście film przywodzi na myśl obrazy, które jako dzieciak oglądałem w niedzielne poranki. Tyle tylko, że te filmy zawsze lepiej wypadają we wspomnieniach, niż kiedy je teraz sobie odświeżam. I dokładnie to samo jest z "Krainą jutra". Film ma sporo scen akcji, pościgów, walk, a mimo to wydał mi się przeraźliwie nudny. Postaci zamiast ciekawych i "z ikrą", sprawiały wrażenie odbitych od dawno nieaktualnego szablony. Interakcje między Clooneyem a Robertson są wymuszone, nie w nich nonszalanckiej nuty awanturniczej, jaką próbują imitować. A sama historia jest tak grubymi nićmi szyta, że w zasadzie po pół godziny przestaje w ogóle być interesującą.
Po pewnym czasie rzecz zaczyna się oglądać jednym okiem. Co nie jest najlepszym rozwiązaniem, ponieważ wzmacnia wrażenie, że film ciągnie się w nieskończoność.
Ocena: 4
Idea kryjąca się za "Krainą jutra" jest bardzo czytelna. To próba przywrócenia kina familijnego sprzed dwóch dekad. Ma mieć wartką narrację, rezolutnych bohaterów i kilka widowiskowych sekwencji. I rzeczywiście film przywodzi na myśl obrazy, które jako dzieciak oglądałem w niedzielne poranki. Tyle tylko, że te filmy zawsze lepiej wypadają we wspomnieniach, niż kiedy je teraz sobie odświeżam. I dokładnie to samo jest z "Krainą jutra". Film ma sporo scen akcji, pościgów, walk, a mimo to wydał mi się przeraźliwie nudny. Postaci zamiast ciekawych i "z ikrą", sprawiały wrażenie odbitych od dawno nieaktualnego szablony. Interakcje między Clooneyem a Robertson są wymuszone, nie w nich nonszalanckiej nuty awanturniczej, jaką próbują imitować. A sama historia jest tak grubymi nićmi szyta, że w zasadzie po pół godziny przestaje w ogóle być interesującą.
Po pewnym czasie rzecz zaczyna się oglądać jednym okiem. Co nie jest najlepszym rozwiązaniem, ponieważ wzmacnia wrażenie, że film ciągnie się w nieskończoność.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz