No Escape (2015)
Na papierze wszystko wygląda w porządku. Mamy niezły punkt wyjścia (amerykańska rodzina trafia do azjatyckiego kraju akurat w chwili, kiedy wybucha tam antyamerykańska rewolta). Mamy bohaterów, którzy powinni gwarantować nawiązanie empatycznej więzi (zwyczajni ludzie, którzy po prostu chcą przetrwać). I wreszcie mamy wielokrotnie z sukcesem stosowany patent fabularny w postaci konieczności przemieszczenia się bohaterów z punktu A do punktu B, podczas gdy droga pełna jest niebezpieczeństw.
Niestety bracia Dowdle po raz kolejny pokazali, że z egzekucją jest u nich kiepsko. W tego rodzaju kinie, jakie reprezentuje "No Escape", fabuła nigdy nie szczególnie istotna. Może nawet składać się z samych dziur logicznych. Jeśli jednak twórcy potrafią ją sprzedać, prowadząc dynamiczną, pełną zwrotów akcji narrację, wtedy wszystko jest w porządku. Jednak "No Escape" zatrzymuje się gdzieś w połowie drogi. Wyczuwałem większe ambicje twórców, którzy najwyraźniej chcieli, by nie był to kolejny akcyjniak, ale poważniejszy dramat o cenie przetrwania i konsekwencja głupich decyzji. To zapewne dlatego w głównej roli obsadzony został Owen Wilson, a Pierce Brosnan pojawia się w trzech scenach. Ja tam wolałbym, gdyby sytuacja była odwrotna. Brosnan lepiej trzyma na swoich barkach tego rodzaju postaci, jest wiarygodny jako zwyczajny biznesmen i przekonujący, kiedy musi wziąć los we własne ręce. Wilson tego nie potrafi. Za każdym razem, kiedy filmowi przydałoby się trochę ognia, on ten żar gasi samą swoją obecnością. Wolałbym też rodzinę bezdzietną. Córki bohatera są tak irytujące, że wcale nie trzymałem kciuki za to, by przetrwały.
Ocena: 4
Niestety bracia Dowdle po raz kolejny pokazali, że z egzekucją jest u nich kiepsko. W tego rodzaju kinie, jakie reprezentuje "No Escape", fabuła nigdy nie szczególnie istotna. Może nawet składać się z samych dziur logicznych. Jeśli jednak twórcy potrafią ją sprzedać, prowadząc dynamiczną, pełną zwrotów akcji narrację, wtedy wszystko jest w porządku. Jednak "No Escape" zatrzymuje się gdzieś w połowie drogi. Wyczuwałem większe ambicje twórców, którzy najwyraźniej chcieli, by nie był to kolejny akcyjniak, ale poważniejszy dramat o cenie przetrwania i konsekwencja głupich decyzji. To zapewne dlatego w głównej roli obsadzony został Owen Wilson, a Pierce Brosnan pojawia się w trzech scenach. Ja tam wolałbym, gdyby sytuacja była odwrotna. Brosnan lepiej trzyma na swoich barkach tego rodzaju postaci, jest wiarygodny jako zwyczajny biznesmen i przekonujący, kiedy musi wziąć los we własne ręce. Wilson tego nie potrafi. Za każdym razem, kiedy filmowi przydałoby się trochę ognia, on ten żar gasi samą swoją obecnością. Wolałbym też rodzinę bezdzietną. Córki bohatera są tak irytujące, że wcale nie trzymałem kciuki za to, by przetrwały.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz