Captain Fantastic (2016)
Ledwo co "Other People" utwierdziło mnie w przekonaniu, że amerykańskie kino niezależne się skończyło, a tu proszę – Matt Ross kręci coś tak fenomenalnego jak "Captain Fantastic". Jest to film, którego podstawę stanowi standardowa konstrukcja fabularna kina indie. Ale Ross napakował ją takim bogactwem treści, że mój umysł miał pożywkę na długi czas.
"Captain Fantastic" to wiele historii w jednej. Po pierwszej jest to opowieść o żałobie i związanym z tym poczuciem winy, gniewem, frustracją, tęsknotą. Ross pokazuje różne aspektach tych doświadczeń. Mamy więc syna, bezradnego w obliczu tragedii chłopca, który jednak widział i słyszał więcej niż powinien, co pogłębia tylko jego ból, budzi "słuszny" gniew i jeszcze większy zawód z powodu rozczarowania tymi, którzy byli dla niego najwyższymi autorytetami. Mamy męża, którego miłość i potrzeba bliskości zaślepiła na to, czego potrzebowała jego ukochana. Jego ból miesza się z poczuciem winy, że nie zareagował wcześniej, z desperacją, że nawet po śmierci może ją zawieść. Mamy ojca, który nie potrafił pogodzić się ze wyborami życiowymi córki, a teraz stracił ją po raz drugi... tym razem ostatecznie. Jego ból miesza się z gniewem, z pragnieniem odwetu na tym, którego uważa za złodzieja ludzkich żyć.
Po drugie jest to opowieść o tym, że wychowywanie dzieci jest formą indoktrynacji i prania mózgu. Może przybierać różne formy, może prowadzić do różnych efektów (ignorancji i rozleniwienia albo nad wiek rozwiniętej wiedzy i sprawności fizycznej), ale podstawa jest ta sama: dziecko jest więźniem w totalitarnym systemie absolutnej manipulacji. A dorastanie staje się nie czym innym, jak właśnie procesem uświadamiania sobie tego, że jest się ofiarą. Nie znaczy to wcale, że rodzice są perfidnymi tyranami. Ich postępowanie ma u swej podstawy jak najbardziej szlachetne pobudki. "Captain Fantastic" pokazuje jednak, że miłość rodzicielska to nie jest samo dobro, że idealizm może prowadzić do szkód, błędów i wypaczeń.
Po trzecie "Captain Fantastic" to opowieść o nauce, która jest niczym bez wolności. W pewnym momencie musi nadejść czas, by przestać się uczyć, a zacząć wykorzystywać zdobytą wiedzę. Jest to więc również opowieść o dawaniu wolności. Ci, którzy wychowują niezależne i samodzielnie myślące jednostki, mimo wszystko też mają skłonność do narzucania swojej woli. Moment, w którym dają swoim pociechom prawo do stanowienia, jest najważniejszym i jednym z najtrudniejszych w życiu.
W reszcie "Captain Fantastic" jest filmem o więzach rodzinnych, o dzieciach i rodzicach, braciach i siostrach, mężach i żonach. To pełna ciepła i optymizmu historia tego, że niezależnie od wszystkiego, rodzina jest tym, co podpiera nas w chwilach próby.
Wielkie, małe kino. Do tego bardzo dobrze zagrane! Mortensen całkiem słusznie zdobył nominacje do Oscara i Złotego Globu.
Ocena: 9
"Captain Fantastic" to wiele historii w jednej. Po pierwszej jest to opowieść o żałobie i związanym z tym poczuciem winy, gniewem, frustracją, tęsknotą. Ross pokazuje różne aspektach tych doświadczeń. Mamy więc syna, bezradnego w obliczu tragedii chłopca, który jednak widział i słyszał więcej niż powinien, co pogłębia tylko jego ból, budzi "słuszny" gniew i jeszcze większy zawód z powodu rozczarowania tymi, którzy byli dla niego najwyższymi autorytetami. Mamy męża, którego miłość i potrzeba bliskości zaślepiła na to, czego potrzebowała jego ukochana. Jego ból miesza się z poczuciem winy, że nie zareagował wcześniej, z desperacją, że nawet po śmierci może ją zawieść. Mamy ojca, który nie potrafił pogodzić się ze wyborami życiowymi córki, a teraz stracił ją po raz drugi... tym razem ostatecznie. Jego ból miesza się z gniewem, z pragnieniem odwetu na tym, którego uważa za złodzieja ludzkich żyć.
Po drugie jest to opowieść o tym, że wychowywanie dzieci jest formą indoktrynacji i prania mózgu. Może przybierać różne formy, może prowadzić do różnych efektów (ignorancji i rozleniwienia albo nad wiek rozwiniętej wiedzy i sprawności fizycznej), ale podstawa jest ta sama: dziecko jest więźniem w totalitarnym systemie absolutnej manipulacji. A dorastanie staje się nie czym innym, jak właśnie procesem uświadamiania sobie tego, że jest się ofiarą. Nie znaczy to wcale, że rodzice są perfidnymi tyranami. Ich postępowanie ma u swej podstawy jak najbardziej szlachetne pobudki. "Captain Fantastic" pokazuje jednak, że miłość rodzicielska to nie jest samo dobro, że idealizm może prowadzić do szkód, błędów i wypaczeń.
Po trzecie "Captain Fantastic" to opowieść o nauce, która jest niczym bez wolności. W pewnym momencie musi nadejść czas, by przestać się uczyć, a zacząć wykorzystywać zdobytą wiedzę. Jest to więc również opowieść o dawaniu wolności. Ci, którzy wychowują niezależne i samodzielnie myślące jednostki, mimo wszystko też mają skłonność do narzucania swojej woli. Moment, w którym dają swoim pociechom prawo do stanowienia, jest najważniejszym i jednym z najtrudniejszych w życiu.
W reszcie "Captain Fantastic" jest filmem o więzach rodzinnych, o dzieciach i rodzicach, braciach i siostrach, mężach i żonach. To pełna ciepła i optymizmu historia tego, że niezależnie od wszystkiego, rodzina jest tym, co podpiera nas w chwilach próby.
Wielkie, małe kino. Do tego bardzo dobrze zagrane! Mortensen całkiem słusznie zdobył nominacje do Oscara i Złotego Globu.
Ocena: 9
Komentarze
Prześlij komentarz