T2 Trainspotting (2017)
Nie tego spodziewałem się po "T2 Trainspotting". I przez chwilę byłem nawet mocno zawiedziony. Ale jakoś Danny Boyle zdołał mnie przekonać do swojej wizji. Początkowo wydawało mi się, że nostalgiczna nuta kompletnie nie pasuje do bohaterów oryginalnego "Trainspotting". Tamci bohaterowie byli pozbawieni refleksji, a mądrości, którymi się przerzucali, miały głębokość szamba, w jakim się taplali będąc wciąż pod wpływem narkotyków. To, że wciąż stoją w miejscu, wcale mnie nie zdziwiło. Ale myślałem, że będą dalej uskutecznia "tu i teraz" wzbogacone fantazjami na temat nierealnej przyszłości. Tymczasem bohaterowie filmu rzeczywiście nie ruszyli się z miejsca, ale nie jest to spowodowane tym, że cały czas tak samo się zachowują, ile raczej tym, że zatrzymali się w przeszłości. 20 lat wcześniej może przepili i przećpali swoją przyszłość, ale z perspektywy czasu są to najbardziej intensywne czasy w ich marnych egzystencjach. Zamiast więc żyć w szarej rzeczywistości, marzą o tym, jacy kiedyś byli: młodzi, bezmyślni, chojracy gotowi na każdą głupotę. To, co ich teraz motywuje, to stare krzywdy i próba odtworzenia tamtej pogoni za marzeniami.
O ile do tego, jak zaprezentowani zostali w "T2 Trainspotting" bohaterowie, zdołałem się przekonać. O tyle do formy samego filmu już niekoniecznie. Co prawda muzycznie sprawdza się bez zarzutu. Jest tu sporo kawałków, których słuchałem z przyjemnością. Ale filmowi brakowało tej namacalności, jaką miał oryginał. Miejscami czułem się niekomfortowo, bo film sprawiał wrażenie, jakby Boyle był jakimś mierny epigonem samego siebie. Niektóre sekwencje są wysilone, rozedrgane bez pomysłu, byle tylko pobawić się montażem. W innych zaś scenach aż prosiło się o więcej energii, a tymczasem były one podane rozczarowująco statycznie.
Jednak Boyle'owi udało się stworzyć klimat tęsknoty za dawnymi czasami. Uznaję więc film za sukces.
Ocena: 7
O ile do tego, jak zaprezentowani zostali w "T2 Trainspotting" bohaterowie, zdołałem się przekonać. O tyle do formy samego filmu już niekoniecznie. Co prawda muzycznie sprawdza się bez zarzutu. Jest tu sporo kawałków, których słuchałem z przyjemnością. Ale filmowi brakowało tej namacalności, jaką miał oryginał. Miejscami czułem się niekomfortowo, bo film sprawiał wrażenie, jakby Boyle był jakimś mierny epigonem samego siebie. Niektóre sekwencje są wysilone, rozedrgane bez pomysłu, byle tylko pobawić się montażem. W innych zaś scenach aż prosiło się o więcej energii, a tymczasem były one podane rozczarowująco statycznie.
Jednak Boyle'owi udało się stworzyć klimat tęsknoty za dawnymi czasami. Uznaję więc film za sukces.
Ocena: 7
Klimat tęsknoty był tak wielki, że wyszedłem co najmniej rozpieprzony z seansu. Co więcej, dobre jest to, że Boyle ani razu nie ściemnia. "Będziemy wspominać" zdaje się mówić. I wspominamy.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale we mnie wzbudza to jednak wątpliwość, czy aby takie podejście jest zgodne z duchem postaci oryginalnego "Trainspotting". Nie do końca przekonują mnie te pokłady introspekcji, jakie nagle odnaleźć można w całej czwórce głównych bohaterów.
UsuńCzy jest, czy też nie jest zgodne Boyle dokonał rzeczy niebywałej. Praktycznie udowodnił, że można włóczyć się z dorosłymi dziadami po ulicy i wspominać własną przeszłość. Żaden filmowy comeback nie będzie mieć już tej siły. Długo analizowałem w pamięci filmy o młodości, błędach, przygodach i ten powrót w T2 to ewenement w skali światowej kinematografii. Ta "sensacyjna" otoczka z Begbiem była chyba tylko po to dodana, żeby sprzedać temat producentom, którzy bali się, że same wspominki nie wystarczą. Wystarczyłyby.
UsuńCzytałem twoją recenzję. I w zasadzie się zgadzam z tym, co piszesz o filmie, ale na mnie nie zrobił aż takie wrażenie. Gdzieś mi się kołatała po głowie myśl, że ten powrót do przeszłości można jednak było wykonać inaczej.
Usuń