Anthropoid (2016)
W "Operacji Anthropoid" pobrzmiewa wyraźna nuta anarchistycznego buntu. Reżyser Sean Ellis wykorzystuje prawdziwą historię zamachu na hitlerowskiego zbrodniarza Reinharda Heydricha, by pokazać, jak destrukcyjną siłą jest rząd. Władza w perfidny sposób wykorzystuje prawdziwe i szlachetne emocje i pragnienia zwykłych ludzi, podsyca pożądane reakcje i produkuje setki, tysiące trupów, które składa na ołtarzu politycznych ambicji. Najczęściej fałszywych, nietrafionych kalkulacji i nieracjonalnych nadziei.
Historia zamachu na Heydricha pod wieloma względami przypomina historię Powstania Warszawskiego. Zdrowy rozsądek podpowiada, że oba wydarzenia nie miały sensu. Zamach na Heydricha nie mógł nic zmienić w sytuacji Czechosłowacji. Tym bardziej że nastąpił tuż przed przeniesieniem Heydricha do Francji. Gdyby zamach się nie odbył, Czesi i tak pozbyliby się tego oprawcy.
Ale rząd Czechosłowacji na emigracji miał inne priorytety. W filmie jest on wielkim nieobecnym. Stara się kierować działaniami na terenie okupowanego kraju, choć tak naprawdę politycy siedzący w Londynie nie mają zielonego pojęcia o realiach codziennego życia w okupowanej Czechosłowacji. Ich decyzje na papierze może są słuszne (choć historia wyraźnie pokazała się, że jednak się mylili; nie dość, że nie uzyskali poparcia aliantów, to wkrótce Anglicy i Amerykanie zdradzili ich po raz drugi, zgadzając się, by Czechosłowacja zamiast być krajem suwerennym stała się satelitą ZSRR), ale tak naprawdę nie ma to znaczenia. Cenę i tak nie oni zapłacą. A tymczasem zwykli Czesi naprawdę mieli dość okupacji i chcieli walczyć. I właśnie te frustracje, lęki, nadzieje zostały zmanipulowane przez rząd na emigracji, czego efektem był pogrom Czechów.
I właśnie to mi się w filmie Ellisa podobało, że nie pokazał jedynie heroizmu Czechów, lecz postarał się zaprezentować szerszy obraz. Pół filmu stanowią wydarzenia po zamachu. Reżyser pokazuje jakie są konsekwencje politycznych działań, chłodno wylicza wszystkie zbrodnie Niemców, których jednak prawdziwym sprawcą był rząd Czechosłowacji na obczyźnie. Oglądając sceny represji trudno nie przyznawać racji anarchistom, kiedy ci mówią, że scentralizowana władza to zbrodnia. Iluż Czechów zginęło kompletnie niepotrzebnie tylko dlatego, że paru polityków miało ambicję udowodnić innym politykom, że Czesi mogą skutecznie zaatakować filary nazistowskiego terroru?
Niestety od strony realizacyjnej film trochę kuleje. Rozmach intelektualnego przesłania przerósł możliwości reżysera. Jego działania dają w efekcie dzieło poprawne, ale pozbawione emocjonalnej mocy. Niektóre z wątków są zdecydowanie potraktowane po macoszemu. Wielokrotnie, ilustrując najważniejsze tematy, idzie drogą na skróty posiłkując się pustymi dialogami, które sprawiają wrażenie wyrwanych z kontekstów fragmentów wykładów filozoficznych. Ellis średnio też radził sobie z prowadzeniem aktorów. Nie grają oni źle, ale też nie wykraczają poza absolutne minimum poprawnego wykonania. Na tym tle pozytywnie wyróżnia się Dorociński, który mimo małej roli starał się, jak mógł, żeby tylko nadać postaci więcej życia. Częściowo mu się to udało i na tle znacznie bardziej znanych na świecie kolegów po fachu wypadł bardzo dobrze.
Ocena: 6
Historia zamachu na Heydricha pod wieloma względami przypomina historię Powstania Warszawskiego. Zdrowy rozsądek podpowiada, że oba wydarzenia nie miały sensu. Zamach na Heydricha nie mógł nic zmienić w sytuacji Czechosłowacji. Tym bardziej że nastąpił tuż przed przeniesieniem Heydricha do Francji. Gdyby zamach się nie odbył, Czesi i tak pozbyliby się tego oprawcy.
Ale rząd Czechosłowacji na emigracji miał inne priorytety. W filmie jest on wielkim nieobecnym. Stara się kierować działaniami na terenie okupowanego kraju, choć tak naprawdę politycy siedzący w Londynie nie mają zielonego pojęcia o realiach codziennego życia w okupowanej Czechosłowacji. Ich decyzje na papierze może są słuszne (choć historia wyraźnie pokazała się, że jednak się mylili; nie dość, że nie uzyskali poparcia aliantów, to wkrótce Anglicy i Amerykanie zdradzili ich po raz drugi, zgadzając się, by Czechosłowacja zamiast być krajem suwerennym stała się satelitą ZSRR), ale tak naprawdę nie ma to znaczenia. Cenę i tak nie oni zapłacą. A tymczasem zwykli Czesi naprawdę mieli dość okupacji i chcieli walczyć. I właśnie te frustracje, lęki, nadzieje zostały zmanipulowane przez rząd na emigracji, czego efektem był pogrom Czechów.
I właśnie to mi się w filmie Ellisa podobało, że nie pokazał jedynie heroizmu Czechów, lecz postarał się zaprezentować szerszy obraz. Pół filmu stanowią wydarzenia po zamachu. Reżyser pokazuje jakie są konsekwencje politycznych działań, chłodno wylicza wszystkie zbrodnie Niemców, których jednak prawdziwym sprawcą był rząd Czechosłowacji na obczyźnie. Oglądając sceny represji trudno nie przyznawać racji anarchistom, kiedy ci mówią, że scentralizowana władza to zbrodnia. Iluż Czechów zginęło kompletnie niepotrzebnie tylko dlatego, że paru polityków miało ambicję udowodnić innym politykom, że Czesi mogą skutecznie zaatakować filary nazistowskiego terroru?
Niestety od strony realizacyjnej film trochę kuleje. Rozmach intelektualnego przesłania przerósł możliwości reżysera. Jego działania dają w efekcie dzieło poprawne, ale pozbawione emocjonalnej mocy. Niektóre z wątków są zdecydowanie potraktowane po macoszemu. Wielokrotnie, ilustrując najważniejsze tematy, idzie drogą na skróty posiłkując się pustymi dialogami, które sprawiają wrażenie wyrwanych z kontekstów fragmentów wykładów filozoficznych. Ellis średnio też radził sobie z prowadzeniem aktorów. Nie grają oni źle, ale też nie wykraczają poza absolutne minimum poprawnego wykonania. Na tym tle pozytywnie wyróżnia się Dorociński, który mimo małej roli starał się, jak mógł, żeby tylko nadać postaci więcej życia. Częściowo mu się to udało i na tle znacznie bardziej znanych na świecie kolegów po fachu wypadł bardzo dobrze.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz