Grand Piano (2013)
Zanim Chazelle nakręcił pełnometrażowy "Whiplash", przez chwilę parał się scenariuszami w kinie o wątpliwej jakości artystycznej. "Ostatni egzorcyzm. Część 2" to była padaka. Ale już "Wirtuoz" ma swoje plusy.
Chazelle pozytywnie mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się, że jest w stanie wymyślić równie absurdalną fabułę. Bowiem "Wirtuoz" głupotą w punkcie wyjścia ustępuje jedynie wężom w samolocie. Wyobraźcie sobie "Speed" albo "Telefon" tyle że rozgrywający się w filharmonii – właśnie z czymś takim mamy do czynienia w przypadku "Wirtuoza". Znów jest bohater, który musi wykonywać polecania anonimowego złoczyńcy. Jeśli nie zastosuje się do wytycznych, to zaczną się dziać straszne rzeczy. W tym przypadku bohater ma wykonać perfekcyjnie kilka utworów fortepianowych podczas koncertu w sali pełnej widzów.
Prawda, że jest to absurdalny pomysł? A jednak jakimś cudem jest to nawet ciekawe. Głównie za sprawą głupoty poszczególnych scen, które są miejscami tak idiotyczne, że po prostu zabawne. Sposób, w jaki pianista jednocześnie gra, zagaduje "geniusza" zbrodni i korzysta z komórki, jest tak przedziwny, że jeśli ktoś tego nie zobaczy, to nie uwierzy.
Całość oczywiście trzyma typowy poziom filmu z Johnem Cusackiem (który jak Nicolas Cage chwyta się każdej chałtury nie ważne jak poniżającej). Niemniej jednak oglądając go bawiłem się zdecydowanie lepiej niż na bufonowatym "Whiplash".
Ocena: 5
Chazelle pozytywnie mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się, że jest w stanie wymyślić równie absurdalną fabułę. Bowiem "Wirtuoz" głupotą w punkcie wyjścia ustępuje jedynie wężom w samolocie. Wyobraźcie sobie "Speed" albo "Telefon" tyle że rozgrywający się w filharmonii – właśnie z czymś takim mamy do czynienia w przypadku "Wirtuoza". Znów jest bohater, który musi wykonywać polecania anonimowego złoczyńcy. Jeśli nie zastosuje się do wytycznych, to zaczną się dziać straszne rzeczy. W tym przypadku bohater ma wykonać perfekcyjnie kilka utworów fortepianowych podczas koncertu w sali pełnej widzów.
Prawda, że jest to absurdalny pomysł? A jednak jakimś cudem jest to nawet ciekawe. Głównie za sprawą głupoty poszczególnych scen, które są miejscami tak idiotyczne, że po prostu zabawne. Sposób, w jaki pianista jednocześnie gra, zagaduje "geniusza" zbrodni i korzysta z komórki, jest tak przedziwny, że jeśli ktoś tego nie zobaczy, to nie uwierzy.
Całość oczywiście trzyma typowy poziom filmu z Johnem Cusackiem (który jak Nicolas Cage chwyta się każdej chałtury nie ważne jak poniżającej). Niemniej jednak oglądając go bawiłem się zdecydowanie lepiej niż na bufonowatym "Whiplash".
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz