Nasty Baby (2015)
"Kryształową wróżką" Sebastián Silva zaskarbił sobie moją sympatię, ale szybko to roztrwonił. "Magia" była w porządku, choć nie tak dobra. Zaś "Bachor" to już mocne rozczarowanie.
A wcale się na to nie zapowiadało. Przez większość filmu jest to prosta, ale mimo wszystko wciągająca opowieść o parze gejów i ich przyjaciółce. Ona czuje presję zegara biologicznego i za wszelką cenę chce zostać zapłodniona. Nawet kiedy jedzie do rodziców jednego z przyjaciół, ma przy sobie niezbędnik inseminacyjny. Jeden z pary gejów niestety nie może jej dać potomka, bo okazuje się, że ma za mało plemników. Jakby tego było mało musi zmagać się z procesem twórczym (przygotowuje instalację artystyczną, której tematem są niemowlaki), wewnętrzną agresją, nad którą nie do końca panuje oraz irytującym, niepoczytalnym sąsiadem-włóczęgą. Jego partner ma odpowiednią liczbę plemników, ale nie jest przekonany, czy chce zapłodnić kobietę. Nie czuje się aż tak jej bliski, by spontanicznie powiedzieć "tak". Ma też bagaż życiowych doświadczeń, z których wyrwać się nie jest łatwo.
Dopóki Silva pozostaje "prawdziwy", dopóty film robi pozytywne wrażenie. Podobał mi się sposób kręcenia, który przypominał pracę ekipy filmowej na planie jakiegoś reality show. Podobało mi się to, jak Silva (co zresztą robi we wszystkich swoich obrazach) miesza prawdę z fikcją (Agustín Silva znów jest jego bratem).
Niestety reżyserowi najwyraźniej ta prostota nie wystarczyła i zaoferował zwrot akcji, na widok którego złapałem się za głowę. Było to głupie i zupełnie niepotrzebne eskalowanie "akcji". W moich oczach przekreśliło sens całego przedsięwzięcia. Pozostał mi tylko gorzki smak zawodu.
Ocena: 4
A wcale się na to nie zapowiadało. Przez większość filmu jest to prosta, ale mimo wszystko wciągająca opowieść o parze gejów i ich przyjaciółce. Ona czuje presję zegara biologicznego i za wszelką cenę chce zostać zapłodniona. Nawet kiedy jedzie do rodziców jednego z przyjaciół, ma przy sobie niezbędnik inseminacyjny. Jeden z pary gejów niestety nie może jej dać potomka, bo okazuje się, że ma za mało plemników. Jakby tego było mało musi zmagać się z procesem twórczym (przygotowuje instalację artystyczną, której tematem są niemowlaki), wewnętrzną agresją, nad którą nie do końca panuje oraz irytującym, niepoczytalnym sąsiadem-włóczęgą. Jego partner ma odpowiednią liczbę plemników, ale nie jest przekonany, czy chce zapłodnić kobietę. Nie czuje się aż tak jej bliski, by spontanicznie powiedzieć "tak". Ma też bagaż życiowych doświadczeń, z których wyrwać się nie jest łatwo.
Dopóki Silva pozostaje "prawdziwy", dopóty film robi pozytywne wrażenie. Podobał mi się sposób kręcenia, który przypominał pracę ekipy filmowej na planie jakiegoś reality show. Podobało mi się to, jak Silva (co zresztą robi we wszystkich swoich obrazach) miesza prawdę z fikcją (Agustín Silva znów jest jego bratem).
Niestety reżyserowi najwyraźniej ta prostota nie wystarczyła i zaoferował zwrot akcji, na widok którego złapałem się za głowę. Było to głupie i zupełnie niepotrzebne eskalowanie "akcji". W moich oczach przekreśliło sens całego przedsięwzięcia. Pozostał mi tylko gorzki smak zawodu.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz