Sieranevada (2016)
Biedni są Rumunii. Przynajmniej, jeśli chodzi o to, jak ich pokazują sami rumuńscy reżyserzy. Zawsze są ponurzy, ciągle pielęgnują urazy, lecz najgorsze jest to, że bez końca się kłócą, robiąc sobie jedynie krótkie przerwy na ciszę. To zupełnie inaczej niż w niezależnym kinie amerykańskim, które zamieszkują podobne do rumuńskich życiowe wraki, ale złość i frustrację częściej rozładowują lub maskują zabawą. U Rumunów nie ma oddechu, jest tylko cisza, kiedy emocje buzują pod przykrywką. Nawet rzadko występujący śmiech ma u nich bardzo gorzki wydźwięk.
Najnowszy dowód na to można znaleźć w filmie "Sieranevada" Cristiego Puiu. Jest to bardzo typowy przedstawiciel rumuńskiego kina, przynajmniej jeśli chodzi o tytuły, które trafiają do innych krajów. Mamy więc kamerę, która jest niczym anioł stróż wisząca tuż nad bohaterami i wszystko obserwująca swoim chłodnym okiem. Postaci przebywają zazwyczaj w ciasnych przestrzeniach czy to samochodu czy też mieszkań, które nawet jeśli liczą kilka pokoi, to i tak wydają się małe i zagracone. I jak to zwykle bywa, wszyscy dużo ze sobą rozmawiają, przy czym dialogi z pierwszej części mają raczej charakter pozorowany, okazują się płytkie i skrywają prawdę, która wychodzi na jaw dopiero z czasem.
Pod tym względem "Sieranevada" nie wyróżnia się niczym szczególnym w porównaniu do "Pozycji dziecka", "Nieprawych" czy "Egzaminu". Wydała mi się zaś słabsza od "Wtorku, po świętach" czy "Wszystkich w naszej rodzinie", nie wspominając już o "Policjancie, przymiotniku", który wciąż pozostaje dla mnie najlepszym rumuńskim filmem XXI wieku. Trzygodzinna narracja wydała mi się nawet lekką przesadą. Puiu nie mówi tutaj nic, czego nie dałoby się zawrzeć w połowie tego czasu (dowodem może być wspomniany "Wtorek, po świętach").
Jednak od strony technicznej trudno nie być pod wrażeniem. Rzadko kiedy oglądam film z równie wysokim współczynnikiem autentyczności. Praktycznie w żadnym momencie nie czułem, że jestem świadkiem gry aktorskiej, wszystko było tutaj aż tak prawdziwe. "Sieranevada" sprawdza się więc doskonale jako symulator życia codziennego. Ale dla mnie nie jest to aż tak wysoka wartość.
Ocena: 6
Najnowszy dowód na to można znaleźć w filmie "Sieranevada" Cristiego Puiu. Jest to bardzo typowy przedstawiciel rumuńskiego kina, przynajmniej jeśli chodzi o tytuły, które trafiają do innych krajów. Mamy więc kamerę, która jest niczym anioł stróż wisząca tuż nad bohaterami i wszystko obserwująca swoim chłodnym okiem. Postaci przebywają zazwyczaj w ciasnych przestrzeniach czy to samochodu czy też mieszkań, które nawet jeśli liczą kilka pokoi, to i tak wydają się małe i zagracone. I jak to zwykle bywa, wszyscy dużo ze sobą rozmawiają, przy czym dialogi z pierwszej części mają raczej charakter pozorowany, okazują się płytkie i skrywają prawdę, która wychodzi na jaw dopiero z czasem.
Pod tym względem "Sieranevada" nie wyróżnia się niczym szczególnym w porównaniu do "Pozycji dziecka", "Nieprawych" czy "Egzaminu". Wydała mi się zaś słabsza od "Wtorku, po świętach" czy "Wszystkich w naszej rodzinie", nie wspominając już o "Policjancie, przymiotniku", który wciąż pozostaje dla mnie najlepszym rumuńskim filmem XXI wieku. Trzygodzinna narracja wydała mi się nawet lekką przesadą. Puiu nie mówi tutaj nic, czego nie dałoby się zawrzeć w połowie tego czasu (dowodem może być wspomniany "Wtorek, po świętach").
Jednak od strony technicznej trudno nie być pod wrażeniem. Rzadko kiedy oglądam film z równie wysokim współczynnikiem autentyczności. Praktycznie w żadnym momencie nie czułem, że jestem świadkiem gry aktorskiej, wszystko było tutaj aż tak prawdziwe. "Sieranevada" sprawdza się więc doskonale jako symulator życia codziennego. Ale dla mnie nie jest to aż tak wysoka wartość.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz