Sing Street (2016)
"Młodzi przebojowi" to pozornie bardzo klasyczna opowieść brytyjska (choć rozgrywająca się w Dublinie) o dolach-niedolach młodych w czasach pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego lat 80. Są marzenia, jest brutalna rzeczywistość i jest determinacja, by uciec przed mrokiem codzienności. Tyle tylko, że trochę trudno było mi uwierzyć w pozytywne przesłanie filmu. Bo choć jest to opowieść o nie poddawaniu się i przekraczaniu ograniczeń, to jednak opowieść ta ma gwiazdkę i dopisek małym drukiem. A brzmi on tak: szansę na sukces ma tylko osoba utalentowana, która wykorzysta sprzyjający splot okoliczności i nie ugnie się pod naporem przeciwności. Ci, którzy nie mają talenty, jak również ci, którzy trafili na gorsze warunki, pozostaną bez szans.
W zasadzie to nic nowego. W końcu już "Billy Elliot" był o chłopaku, który miał talent. Różnica polega jednak na tym, że inaczej rozkładane są akcenty na drugim planie. Ojciec Billy'ego też walczył będąc jednym ze strajkujących. Tymczasem w "Młodych przebojowych" mamy brata bohatera, który przegrał swoją szansę, mamy rodziców, których małżeństwo się rozpadło i którzy są właśnie w procesie zbierania kawałków swoich żyć z podłogi. W filmie Johna Carneya eskapizm nie jest rozwiązaniem uniwersalnym. To droga dla wybranych, która nawet im nie gwarantuje sukcesu.
W efekcie "Młodzi przebojowi" to wcale nie jest klasyczna opowieść brytyjska, a raczej jej mroczne lustrzane odbicie. Reżyser wykorzystuje tu cały sztafaż obyczajowego komediodramatu, ale tworzy dzieło bardziej depresyjne i gorzkie w swej wymowie. Optymistyczna jest nie tyle historia dwójki bohaterów, co oprawa muzyczna. Piosenki, zarówno te z epoki jak i przygotowane specjalnie na potrzeby filmu, tworzą pozytywny klimat (czy raczej - jak powiedziałaby dziewczyna głównego bohatera - happy sad). To muzyka rozświetla życia bohaterów i to ona sprawia, że oglądając film ma się poczucie obcowania z opowieścią podnoszącą na duchu.
Carney do perfekcji wykorzystał swoje muzyczne doświadczenia z filmu "Once" (a także z "Zacznijmy od nowa"). Jednak miejscami żałowałem, że tak bardzo skupił się na klimacie i na głównym bohaterze, że nie pogłębił wątków rozgrywających się na drugim planie. To wywoływało u mnie wrażenie, że opowiada całą historię w sposób nadmiernie mechaniczny.
Ocena: 7
W zasadzie to nic nowego. W końcu już "Billy Elliot" był o chłopaku, który miał talent. Różnica polega jednak na tym, że inaczej rozkładane są akcenty na drugim planie. Ojciec Billy'ego też walczył będąc jednym ze strajkujących. Tymczasem w "Młodych przebojowych" mamy brata bohatera, który przegrał swoją szansę, mamy rodziców, których małżeństwo się rozpadło i którzy są właśnie w procesie zbierania kawałków swoich żyć z podłogi. W filmie Johna Carneya eskapizm nie jest rozwiązaniem uniwersalnym. To droga dla wybranych, która nawet im nie gwarantuje sukcesu.
W efekcie "Młodzi przebojowi" to wcale nie jest klasyczna opowieść brytyjska, a raczej jej mroczne lustrzane odbicie. Reżyser wykorzystuje tu cały sztafaż obyczajowego komediodramatu, ale tworzy dzieło bardziej depresyjne i gorzkie w swej wymowie. Optymistyczna jest nie tyle historia dwójki bohaterów, co oprawa muzyczna. Piosenki, zarówno te z epoki jak i przygotowane specjalnie na potrzeby filmu, tworzą pozytywny klimat (czy raczej - jak powiedziałaby dziewczyna głównego bohatera - happy sad). To muzyka rozświetla życia bohaterów i to ona sprawia, że oglądając film ma się poczucie obcowania z opowieścią podnoszącą na duchu.
Carney do perfekcji wykorzystał swoje muzyczne doświadczenia z filmu "Once" (a także z "Zacznijmy od nowa"). Jednak miejscami żałowałem, że tak bardzo skupił się na klimacie i na głównym bohaterze, że nie pogłębił wątków rozgrywających się na drugim planie. To wywoływało u mnie wrażenie, że opowiada całą historię w sposób nadmiernie mechaniczny.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz