Wonderkid (2016)
Jeden z tych filmów, które mają przekonywać do otwartości i tolerancji, a które tak naprawdę wysyłają w świat odwrotne komunikaty. No, może nie odwrotny, ale z całą pewnością zaopatrzony w gwiazdkę i adnotację drobnym drukiem. Reżyser próbuje pokazać, że homofobia jest krzywdząca, że główny bohater może dać wiele społeczeństwu, jeśli to tylko zostanie mu to umożliwione. I właśnie w tym tkwi problem.
Człowiek nie jest wartością samą w sobie. A co za tym idzie, akceptacja nie jest bezwarunkowa. Liczy się użyteczność dla grupy. A zatem akceptacja jest zależna od tego, co jednostka może wnieść. Za otwartość trzeba płacić. Im więcej dasz, na tym więcej możesz sobie pozwolić. A pytanie, czy jest to prawdziwa akceptacja, czy tylko selektywna ślepota i intencjonalna ignorancja, nigdy nie trzeba odpowiadać.
"Wonderkid" nie jest oczywiście pierwszym filmem, który w ten sposób stawia sprawę. Muszę to więc uznać za ogólny trend, który osobiście uważam za niepokojący i szkodliwy. Z drugiej strony jest to jednak dość fascynujący paradoks. Cywilizacja Zachodu jest obecnie niemal ekstremalnie wychylona w stronę indywidualizmu. Egocentryzm jest dziś cnotą (choć obwarowaną bardzo nieprecyzyjną zasadą "nie szkodzić innym"). Dlaczego więc człowiek staje się towarem i walutą, a jego wartość określana jest przez wkład, jaki ma w rozwój grupy?
Krótkometrażówka Rhysa Chapmana może i skłania do takich refleksji, ale z całą pewnością nie pomaga w szukaniu odpowiedzi. Jak na 31-minutowy film zaskakująco mało się tu dzieje. Jest w zasadzie nudny i bazuje na kilku prostych i często wykorzystywanych pomysłach. W zasadzie "Wonderkid" w ogóle nie zwróciłoby mojej uwagi, gdyby nie pomysł, by główny bohater miał zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Ten jego rytuał z wyborem ubrania, to był naprawdę fajny drobiazg, który nadał filmowi wyrazistości.
Ocena: 5
Człowiek nie jest wartością samą w sobie. A co za tym idzie, akceptacja nie jest bezwarunkowa. Liczy się użyteczność dla grupy. A zatem akceptacja jest zależna od tego, co jednostka może wnieść. Za otwartość trzeba płacić. Im więcej dasz, na tym więcej możesz sobie pozwolić. A pytanie, czy jest to prawdziwa akceptacja, czy tylko selektywna ślepota i intencjonalna ignorancja, nigdy nie trzeba odpowiadać.
"Wonderkid" nie jest oczywiście pierwszym filmem, który w ten sposób stawia sprawę. Muszę to więc uznać za ogólny trend, który osobiście uważam za niepokojący i szkodliwy. Z drugiej strony jest to jednak dość fascynujący paradoks. Cywilizacja Zachodu jest obecnie niemal ekstremalnie wychylona w stronę indywidualizmu. Egocentryzm jest dziś cnotą (choć obwarowaną bardzo nieprecyzyjną zasadą "nie szkodzić innym"). Dlaczego więc człowiek staje się towarem i walutą, a jego wartość określana jest przez wkład, jaki ma w rozwój grupy?
Krótkometrażówka Rhysa Chapmana może i skłania do takich refleksji, ale z całą pewnością nie pomaga w szukaniu odpowiedzi. Jak na 31-minutowy film zaskakująco mało się tu dzieje. Jest w zasadzie nudny i bazuje na kilku prostych i często wykorzystywanych pomysłach. W zasadzie "Wonderkid" w ogóle nie zwróciłoby mojej uwagi, gdyby nie pomysł, by główny bohater miał zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Ten jego rytuał z wyborem ubrania, to był naprawdę fajny drobiazg, który nadał filmowi wyrazistości.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz