Okja (2017)

SPOILER

Co jak co, ale na reżyserze "Zagadki zbrodni" można było polegać, że jego film będzie mieszaniną paradoksów. Na pierwszy rzut oka jest to przygodowa opowieść o nastolatce próbującej ratować ukochanego zwierzaka. Na to nakłada się krytyka konsumpcjonizmu, bezduszności korporacji nastawionych na zysk i różnego rodzaju bojówek, które bardziej zainteresowane są własnym etosem niż faktyczną walką o lepsze jutro. W rzeczywistości jednak jest to dokładnie taki sam film, jakim była "Zagadka zbrodni": totalna i bezwzględna krytyka człowieka.



W tym filmie nie ma tak naprawdę pozytywnych postaci. Choć Joon-ho Bong wielokrotnie korzysta z masek, które są przyjemne, pełne altruizmu, lojalności, determinacji. Ale są to właśnie tylko maski. Pod nimi kryje się wyłącznie człowiek nagi i w pełnej krasie swej duchowej ohydy.

Już sama relacji Miji i Okjy odsłania jedną z najgorszych cech ludzi – absolutne przekonanie, że rzeczy, które otrzymali od kogoś należą im się na zawsze i w każdych okolicznościach tylko dlatego, że mają do nich emocjonalny stosunek. Okja nigdy nie należała do Miji. Choć wychowywała się z nią przez wiele lat, to jednak zwierzę był cudzą własnością. A mimo to dziewczyna jest święcie przekonana, że ma prawo do zwierzęcia, że prawo to nabyła przez fakt lubienia go i bliskiej relacji. Jest to tak oczywiste i niepodlegające dyskusji, że stanowi jeden z filarów całego filmu i przyczynę, dla której Mija i Okja są głównymi bohaterkami.

Mija przez cały film pokazywana jest jako postać pozytywna. Jest to okrutnie przewrotne podejście reżysera. Ponieważ w rzeczywistości dziewczyna wcale nie jest heroiną, a wyłącznie protagonistką. Kiedy spojrzy się na film z dystansu, szybko okazuje się, że Joon-ho Bong wcale nie nadaje jej pozytywnej konotacji, że ta wynika wyłącznie z narzuconego opowieści narracyjnego archetypu walki Dawida z Goliatem, który w sposób wyuczony i automatyczny każe obserwującym stanąć po stronie Dawida. Jednak Mija jest postacią skrajnie samolubną. Nie walczy w imię większej racji, uniwersalnego dobra, ale tylko o to, by odzyskać to, co uważa za własne. Na resztę cierpienia ze spokojem przymnie oko. Wyraża absolutną akceptację dla toczącego się holokaustu poprzez świadomą ignorancję i całkowitą bierność.

Słowo "holokaust" nie jest przeze mnie użyte przypadkowo. Los super-świni jest prezentowany analogicznie do tego, jak kino przedstawiało tragedię Żydów podczas II wojny światowej. I każdy widz, który w końcówce wykona mentalne ćwiczenie i zastąpi super-świnie Żydami, będzie miał spory problem z akceptacją postępowania Miji i sielanki, w jakiej się zamknęła. Może i nie mogła w obozie uratować więcej świń. Ale później nie robi nic, by ten los zmienić, lecz żyje sobie tak, jakby nieustający mord nie miał miejsca. Mija nie jest Schindlerem ani Żabińską. Jest zwyczajnym człowiekiem: interesuje ją wyłącznie ona sama i to, co uznaje za swoją własność. Pomocy udziela wyłącznie przez przypadek i można się wyłącznie cieszyć tym, że stać ją przynajmniej na tyle.

Przewrotność była zawsze tym, co najbardziej sobie ceniłem w twórczości Joon-ho Bonga. I nie inaczej jest w przypadku "Okjy". To świetny przykład na jego mistrzostwo w tworzeniu związanych komunikatów, które pozornie mówią jedno, a w rzeczywistości przekazują coś innego. Dotyczy to również estetyki filmu. Sceny przesadnej słodyczy sąsiadują z obrazami wstrząsającej przemocy, cyniczne obserwacje mieszają się z podnoszącymi na duchu sekwencjami radosnej przygody, a naiwność idzie pod ramię z wyrachowaniem. Jednak czasami reżyser przesadza z łopatologią symboliki. Nie wystarczyły mu obrazki z rzeźni, które przywodzą na myśl Auschwitz, musiał jeszcze dodać muzykę, która lepiej sprawdziłaby się podczas świętowania bar micwy.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)