Valerian and the City of a Thousand Planets (2017)

Rok temu "Valerian" należał do najbardziej przeze mnie wyczekiwanych premier 2017 roku. Potem jednak zobaczyłem pierwszy zwiastun i parcie na ten film uleciało ze mnie jak gorące powietrze z przebitego balonu. Mimo wszystko liczyłem, że wrażenie, jakie zrobił na mnie zwiastun jest fałszywe i Besson powrócił do kina SF ze stylem.



Niestety zwiastun tym razem nie kłamał. "Valerian" to widowisko, na którym można dostać oczopląsu. Jest szalenie kolorowy, jakby osoby odpowiedzialne za stronę wizualną przedawkowały LSD. Besson bardzo stara się, żeby świat wykreowany lśnił i czarował różnorodnością. Jednak dla mnie ten przesyt bodźców wizualnych miejscami był trudny do wytrzymania, ponieważ poza nimi widowisko nie ma zbyt wiele do zaoferowania.

Fabuła jest tak prosta, że trudno się nią w ogóle przejmować. Kto jest kim w tym filmie jest oczywiste i nie oferuje żadnych zaskoczeń. Konstrukcja postaci jest również wyjątkowo toporna. Odnoszę wrażenie, że Besson przegapił to, co w kinie wydarzyło się w ciągu ostatnich 10 lat i postanowił dać nam zgrabną historyjkę typową dla połowy lat 90. Dlatego też "Valerian" lepiej sprawował się, dopóki główna intryga kryła się gdzieś na trzecim planie, a bohaterowie po prostu oddawali się typowej agenturalnej działalności.

Najgorsza jest jednak muzyka ilustracyjna. Jest tak skomponowana, że zmienia się w hałas, który znosiłem z najwyższym trudem. Kiedy wychodziłem z kina, od tego jazgotu połączonego z wizualnym bombardowaniem rozbolała mnie głowa.

Nie znaczy to wcale, że film pozbawiony jest dobrych momentów. Podobała mi się sekwencja otwierająca z kolejnymi ekipami dowodzącymi Alfa (i to, że w większości kapitanami są twórcy filmów, które Besson produkował, jak Leterrier, Megaton) witających coraz to dziwniejszych gości. Targowisko istniejące w innym wymiarze, to też był całkiem fajny pomysł. Fajnie wypadła również scena z prezentacją dań i moment, w którym Laureline orientuje się, jaka rola jej w tej prezentacji przypadła. Największym pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie jednak sama Cara Delevingne. Po jej występie w "Legionie samobójców" nie sądziłem, że będę w stanie ją tolerować. A tymczasem jest chyba najmocniejszym punktem obsady. Choć mnie akurat podobał się też dane DeHaan.

Ale są też momenty, w których Besson zdecydowanie przesadza. Jak choćby rozciągnięta poza granice przyzwoitości scena występu Rihanny. Spokojnie mogła ona zostać skrócona o połowę.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)