Fun Mom Dinner (2017)
Po obejrzeniu tego filmu zastanawiam się, co jest większym dowodem miłości. To, co zrobił Paul Rudd, który wyprodukował "Mamuśki mają wychodne", obraz powstały na bazie scenariusza jego żony, Julie? Czy może to, czego Paul Rudd nie zrobił, czyli powiedzieć prawdę, że fabuła przygotowana przez Julie Rudd jest wtórna i bezbarwna?
"Mamuśki mają wychodne" to mieszanka zrobiona ze wszystkich pomysłów żeńskich komedii, które w ostatnim czasie odnosiły sukces. Jest więc grupa kobiet, w skład której oczywiście musi wchodzi głośna grubaska, sztywna pedantka, zrównoważona babka mająca ochotę na coś spontanicznego i wariatka. Tym razem łączy je to, że są matkami – zupełnie jak w niedawnym przeboju "Złe mamuśki". jest też oczywiście wieczór wspólnej zabawy, podczas którego wydarzenia wymykają się spod kontroli, a dzięki temu możliwe jest nowe spojrzenie na sytuację, w jakiej znajdują się bohaterki.
Czwórka pań, to postaci sympatyczne, nawet jeśli (a może właśnie dlatego) zbudowane są z wyświechtanych klisz. Dlatego też kibicowałem ich przygodom. Co nie było łatwe. Film w zamierzeniu miał być komedią, jednak nie ma w tym filmie praktycznie zabawnych scen... no może jedna, w której bohaterka odkrywa znaczenie słowa "róża" w internetowym slangu. Całość jest jednak tak mdła, że z kina wychodziłem w ponurym nastroju. Było mi bowiem niezmiernie szkoda Collette i Shannon – aktorek, które bardzo lubię. Nie zasłużyły na występ w tak nieśmiesznej komedii.
Ocena: 4
"Mamuśki mają wychodne" to mieszanka zrobiona ze wszystkich pomysłów żeńskich komedii, które w ostatnim czasie odnosiły sukces. Jest więc grupa kobiet, w skład której oczywiście musi wchodzi głośna grubaska, sztywna pedantka, zrównoważona babka mająca ochotę na coś spontanicznego i wariatka. Tym razem łączy je to, że są matkami – zupełnie jak w niedawnym przeboju "Złe mamuśki". jest też oczywiście wieczór wspólnej zabawy, podczas którego wydarzenia wymykają się spod kontroli, a dzięki temu możliwe jest nowe spojrzenie na sytuację, w jakiej znajdują się bohaterki.
Czwórka pań, to postaci sympatyczne, nawet jeśli (a może właśnie dlatego) zbudowane są z wyświechtanych klisz. Dlatego też kibicowałem ich przygodom. Co nie było łatwe. Film w zamierzeniu miał być komedią, jednak nie ma w tym filmie praktycznie zabawnych scen... no może jedna, w której bohaterka odkrywa znaczenie słowa "róża" w internetowym slangu. Całość jest jednak tak mdła, że z kina wychodziłem w ponurym nastroju. Było mi bowiem niezmiernie szkoda Collette i Shannon – aktorek, które bardzo lubię. Nie zasłużyły na występ w tak nieśmiesznej komedii.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz