Snatched (2017)
Komedie pokroju "Babskich wakacji" zamiast poprawiać mi humor skutecznie go psują. W obsadzie cała masa aktorów, których lubię. Pomysł całkiem fajny, a w zwiastunie wystarczająco dużo śmiesznych momentów, bym liczył co najmniej na przyzwoitą zabawę. Tymczasem całość jest ponurym żartem: śmietniskiem niespełnionych obietnic, gdzie wszystko i wszyscy się marnują.
Jest mi bardzo szkoda Goldie Hawn. Aktorka zdecydowanie lepiej zrobiłaby, gdyby pozostała na aktorskiej emeryturze. Przerywanie jej po 15 latach dla tego gniota, to powód do depresji. Tym bardziej, że twórcy nie mają pomysłu, co z Hawn zrobić. Jakby fakt, że udało się im ją zaangażować kompletnie ich sparaliżował. Przez pół filmu jest więc ozdobą, a kiedy ma okazję się wykazać, zabawne sceny z jej udziałem tak szybko się kończą, że prawie nie sposób je zauważyć. Jak choćby moment, w którym grana przez nią bohaterka pomyliła słowo "welcome" z wyrażeniem "whale cum". Gdyby nie to, że jest ona w zwiastunie, to nawet bym się nie zorientował, że jest zabawna.
I tak jest praktycznie z każdym dowcipem. Nie są akcentowane, gubią się w potoku filmowego szumu, przemykają przez ekran z prędkością fotonów. Czasami domyślałem się, że coś miało mnie śmieszyć (jak na przykład scena z łopatą), kiedy później bohaterki w dialogach do tego wracały.
Nie podobało mi się też to, że "Babskie wakacje" zostały zbudowane na pomyśle komedii absurdalnej. Lubię purnonsens, ale ostatnio jest on przez Amerykanów nadużywany i to nie zawsze skutecznie. O wiele lepiej byłoby, gdyby twórcy spróbowali oprzeć humor na dynamice dwójki gwiazd i różnych komediowych temperamentach. Szczególnie w przypadku Goldie Hawn takie podejście w przeszłości dawało świetne rezultaty (w "Damie za burtą", "Ptaszku na uwięzi", "Ze śmiercią jej do twarzy" itp. itd.).
Na szczęście jest kilka momentów, w których miałem powody, by wybuchnąć głośnym śmiechem. Ale nie dziwię się, że na pokazie kinowym byłem jedyną osobą, która dotrwała do napisów końcowych.
Ocena: 4
Jest mi bardzo szkoda Goldie Hawn. Aktorka zdecydowanie lepiej zrobiłaby, gdyby pozostała na aktorskiej emeryturze. Przerywanie jej po 15 latach dla tego gniota, to powód do depresji. Tym bardziej, że twórcy nie mają pomysłu, co z Hawn zrobić. Jakby fakt, że udało się im ją zaangażować kompletnie ich sparaliżował. Przez pół filmu jest więc ozdobą, a kiedy ma okazję się wykazać, zabawne sceny z jej udziałem tak szybko się kończą, że prawie nie sposób je zauważyć. Jak choćby moment, w którym grana przez nią bohaterka pomyliła słowo "welcome" z wyrażeniem "whale cum". Gdyby nie to, że jest ona w zwiastunie, to nawet bym się nie zorientował, że jest zabawna.
I tak jest praktycznie z każdym dowcipem. Nie są akcentowane, gubią się w potoku filmowego szumu, przemykają przez ekran z prędkością fotonów. Czasami domyślałem się, że coś miało mnie śmieszyć (jak na przykład scena z łopatą), kiedy później bohaterki w dialogach do tego wracały.
Nie podobało mi się też to, że "Babskie wakacje" zostały zbudowane na pomyśle komedii absurdalnej. Lubię purnonsens, ale ostatnio jest on przez Amerykanów nadużywany i to nie zawsze skutecznie. O wiele lepiej byłoby, gdyby twórcy spróbowali oprzeć humor na dynamice dwójki gwiazd i różnych komediowych temperamentach. Szczególnie w przypadku Goldie Hawn takie podejście w przeszłości dawało świetne rezultaty (w "Damie za burtą", "Ptaszku na uwięzi", "Ze śmiercią jej do twarzy" itp. itd.).
Na szczęście jest kilka momentów, w których miałem powody, by wybuchnąć głośnym śmiechem. Ale nie dziwię się, że na pokazie kinowym byłem jedyną osobą, która dotrwała do napisów końcowych.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz