Verão danado (2017)
Lato. Czas zawieszenia. Przeszłość minęła. Przyszłość jeszcze nie nadeszła. Można więc być wszystkim będąc zarazem niczym. Przeżycia są bardziej intensywne, zaczynają i kończą się ekspresowo. A jednocześnie wszystko dzieje się jakby za grubą szklaną ścianą, odgrodzone od tego, kim jesteśmy na co dzień. To czas zabawy, tańców, seksu, miłości, alkoholu i narkotyków.
I jest to przedmiot dość wtórnego filmu Pedra Cabeleiry. "Verão danado" składa się z bardzo typowego zestawu scen letnich przygód. Co może nie przeszkadzałoby tak bardzo, gdyby reżyser potrafił nadać im jakąś emocjonalną wartość. Tymczasem perypetie sercowe Chico, głównego bohatera, średnio mnie obchodziły. Właśnie dlatego, że nie nawiązałem z nim emocjonalnej nici porozumienia. Nie jest na tyle antypatyczny, bym czuł satysfakcję, że ma za swoje, kiedy trafia na dziewczynę, która potraktuje go tak, jak on traktował swoje kochanki. Nie jest też na tyle sympatyczny, by było mi go żal, kiedy kiełkujące w nim uczucie zostaje zdeptane.
Przeszkadzała mi też maniera podkręcania artystyczności filmu. Zabiegi w stylu wygłuszania dźwięku, tworzenia kontrolowanego chaosu szumu dialogów czy wreszcie wiersz deklamowany na koniec z offu – wszystko to tylko budziło moją irytację, bo zmieniało prostą w gruncie rzeczy opowiastkę w puszącego się pawia.
Za to byłem pod wrażeniem wykorzystania muzyki elektronicznej. Twórcom rzadko kiedy udaje się dobrze wpleść do filmów techno i pokrewne gatunki. Tymczasem tutaj brzmiały one prawdziwie i nawet wpadały w ucho, co jest swoistym ewenementem.
Ocena: 5
I jest to przedmiot dość wtórnego filmu Pedra Cabeleiry. "Verão danado" składa się z bardzo typowego zestawu scen letnich przygód. Co może nie przeszkadzałoby tak bardzo, gdyby reżyser potrafił nadać im jakąś emocjonalną wartość. Tymczasem perypetie sercowe Chico, głównego bohatera, średnio mnie obchodziły. Właśnie dlatego, że nie nawiązałem z nim emocjonalnej nici porozumienia. Nie jest na tyle antypatyczny, bym czuł satysfakcję, że ma za swoje, kiedy trafia na dziewczynę, która potraktuje go tak, jak on traktował swoje kochanki. Nie jest też na tyle sympatyczny, by było mi go żal, kiedy kiełkujące w nim uczucie zostaje zdeptane.
Przeszkadzała mi też maniera podkręcania artystyczności filmu. Zabiegi w stylu wygłuszania dźwięku, tworzenia kontrolowanego chaosu szumu dialogów czy wreszcie wiersz deklamowany na koniec z offu – wszystko to tylko budziło moją irytację, bo zmieniało prostą w gruncie rzeczy opowiastkę w puszącego się pawia.
Za to byłem pod wrażeniem wykorzystania muzyki elektronicznej. Twórcom rzadko kiedy udaje się dobrze wpleść do filmów techno i pokrewne gatunki. Tymczasem tutaj brzmiały one prawdziwie i nawet wpadały w ucho, co jest swoistym ewenementem.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz