La tête haute (2015)
"Z podniesionym czołem" i "Ja, Daniel Blake" powinny być pokazywane w ramach double-feature. Prezentują bowiem dwie strony tego samego medalu. U Kena Loacha widzieliśmy system państwa, który porzuca ludzi w potrzebie, jest bezradny, kiedy ci najbardziej tego potrzebują. Zupełnie inaczej jest we francuskim filmie. Tutaj system działa. "Opiekuje" się potrzebującym pomocy chłopakiem, choć ten nie zdaje sobie z tego sprawy i jest wrogo nastawiony do każdego, kto chce wyciąga do niego dłoń. "Z podniesionym czołem" pokazuje upór biurokracji i efekty ciągłego ingerowania w życie jednostki.
Jest to interesujący obraz i wygląda pokrzepiająco. Jednak w ogóle nie wierzę reżyserce. "Z podniesionym czołem" sprawia raczej wrażenie prezentacji, jak system opieki na nieletnimi sprawiającymi kłopoty wychowawcze powinien wyglądać, a nie obrazu rzeczywistości. I fakt, że nawet w tym filmie nie jest idealnie, że system często potyka się, podejmując decyzje pozbawione zrozumienia jednostkowego przypadku, nic tu nie zmienia. Nie przekonało mnie to, że w nawale spraw sędzina jest w stanie pamiętać głównego bohatera, którego przypadek nie jest aż tak szczególny, bo też jedyne, co chłopak robi, to wagaruje i od czasu do czasu ukradnie jakiś samochód. Nie wierzę, że w ośrodku jakikolwiek wychowawca ma czas zajmować się jedną osobą na raz. Prawo wielkich liczb jest nieubłagane i działa na niekorzyść nawet najlepiej pomyślanego systemu wychowawczego.
Dlatego też bardziej wierzę w świat przedstawiony w "Ja, Daniel Blake". Ale nie powiem, miło było zobaczyć inną perspektywę.
Ocena: 6
Jest to interesujący obraz i wygląda pokrzepiająco. Jednak w ogóle nie wierzę reżyserce. "Z podniesionym czołem" sprawia raczej wrażenie prezentacji, jak system opieki na nieletnimi sprawiającymi kłopoty wychowawcze powinien wyglądać, a nie obrazu rzeczywistości. I fakt, że nawet w tym filmie nie jest idealnie, że system często potyka się, podejmując decyzje pozbawione zrozumienia jednostkowego przypadku, nic tu nie zmienia. Nie przekonało mnie to, że w nawale spraw sędzina jest w stanie pamiętać głównego bohatera, którego przypadek nie jest aż tak szczególny, bo też jedyne, co chłopak robi, to wagaruje i od czasu do czasu ukradnie jakiś samochód. Nie wierzę, że w ośrodku jakikolwiek wychowawca ma czas zajmować się jedną osobą na raz. Prawo wielkich liczb jest nieubłagane i działa na niekorzyść nawet najlepiej pomyślanego systemu wychowawczego.
Dlatego też bardziej wierzę w świat przedstawiony w "Ja, Daniel Blake". Ale nie powiem, miło było zobaczyć inną perspektywę.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz