Victoria and Abdul (2017)
Karykatura – często korzystam z tego słowa, kiedy chcę coś skrytykować. Jednak nie zawsze musi ono oznaczać coś złego. A dowodu na to oznacza nowy film Frearsa "Powiernik królowej".
Film zaczyna się od karykaturalnego obrazy imperialnej brytyjskości. Żołnierze angielscy w Indiach, biurokraci w Londynie, szlachta na dworach królowej, nawet sama Wiktoria to chodzące zbiory stereotypów i to jeszcze mocno przejaskrawionych przez reżysera. Abdul i jego kumpel wcale nie są lepiej pokazani. To postaci jednowymiarowe, komediowe marionetki. Do czasu...
Ten początkowy zabieg pozwolił Frearsowi upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Przede wszystkim zbudował wyraźny dystans między historią, którą opowiada, a historią, która miała miejsce naprawdę. Po drugie stanowi on świetne tło dla tego, co stanowi jądro filmu, zapewniając lekkość i humor. Po trzecie jest świetną okazją do dekonstrukcji bohaterów, a przez to do lepszego zobrazowania procesu zacieśniania się relacji między Wiktorią a Abdulem poprzez pokazanie, jak pierwsze wrażenie jest stopniowo zastępowane głębszą wiedzą, zrozumieniem, a jednowymiarowy portret staje się trójwymiarową rzeźbą.
Z czasem staje się też jasne, że "Powiernik królowej" nie jest filmem historycznym, lecz opowieścią głęboko psychologiczną. Skupia się bowiem niemal wyłącznie na relacji Wiktorii z Abdulem i jej reperkusjach w otoczeniu królowej. Film nie stanowi kompleksowego portretu ani królowej (Frears skrzętnie pomija wszelkiej polityczne aspekty jej pozycji, jej decyzji i poglądów) ani Abdula Karima (pozostawiając bez komentarza i wyjaśnienia chociażby sprawę jego wenerycznych dolegliwości). Dla reżysera liczy się – zgodnie z angielskim tytułem – jedynie Wiktor i Abdul, razem, ich platoniczna, a jednak niezwykle silna więź.
Jednak pokazanie tej więzi nie udałoby mu się, gdyby nie dwójka aktorów. Boska Judi Dench i jakimś cudem dotrzymujący mu kroku Ali Fazal. Oboje grają na najwyższych obrotach, bezbłędnie się uzupełniając. Kiedy więc myślę o "Powierniku królowej", myślę przede wszystkim o tej dwójce razem, ramię w ramię, bawiących mnie i wzruszających. Dzięki Dench i Fazalowi jest to najlepszy film Frearsa od ponad dekady.
Ocena: 7
Film zaczyna się od karykaturalnego obrazy imperialnej brytyjskości. Żołnierze angielscy w Indiach, biurokraci w Londynie, szlachta na dworach królowej, nawet sama Wiktoria to chodzące zbiory stereotypów i to jeszcze mocno przejaskrawionych przez reżysera. Abdul i jego kumpel wcale nie są lepiej pokazani. To postaci jednowymiarowe, komediowe marionetki. Do czasu...
Ten początkowy zabieg pozwolił Frearsowi upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Przede wszystkim zbudował wyraźny dystans między historią, którą opowiada, a historią, która miała miejsce naprawdę. Po drugie stanowi on świetne tło dla tego, co stanowi jądro filmu, zapewniając lekkość i humor. Po trzecie jest świetną okazją do dekonstrukcji bohaterów, a przez to do lepszego zobrazowania procesu zacieśniania się relacji między Wiktorią a Abdulem poprzez pokazanie, jak pierwsze wrażenie jest stopniowo zastępowane głębszą wiedzą, zrozumieniem, a jednowymiarowy portret staje się trójwymiarową rzeźbą.
Z czasem staje się też jasne, że "Powiernik królowej" nie jest filmem historycznym, lecz opowieścią głęboko psychologiczną. Skupia się bowiem niemal wyłącznie na relacji Wiktorii z Abdulem i jej reperkusjach w otoczeniu królowej. Film nie stanowi kompleksowego portretu ani królowej (Frears skrzętnie pomija wszelkiej polityczne aspekty jej pozycji, jej decyzji i poglądów) ani Abdula Karima (pozostawiając bez komentarza i wyjaśnienia chociażby sprawę jego wenerycznych dolegliwości). Dla reżysera liczy się – zgodnie z angielskim tytułem – jedynie Wiktor i Abdul, razem, ich platoniczna, a jednak niezwykle silna więź.
Jednak pokazanie tej więzi nie udałoby mu się, gdyby nie dwójka aktorów. Boska Judi Dench i jakimś cudem dotrzymujący mu kroku Ali Fazal. Oboje grają na najwyższych obrotach, bezbłędnie się uzupełniając. Kiedy więc myślę o "Powierniku królowej", myślę przede wszystkim o tej dwójce razem, ramię w ramię, bawiących mnie i wzruszających. Dzięki Dench i Fazalowi jest to najlepszy film Frearsa od ponad dekady.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz