Newness (2017)
Jeśli wierzyć psychologom społecznym, rodzące się właśnie pokolenia będą w związkach hołdować zasadzie płynności. Drake'a Doremusa najwyraźniej ta idea fascynuje, ale i przeraża. Dlatego też w "Nowości" postanowił stanąć w obronie tradycyjnych wartości. Jego film to wielka pochwała koncepcji wierności, idei, że każdemu człowiekowi przypisana jest tylko jedna, komplementarna osoba, a zatem obowiązkiem ludzi jest odnaleźć się, a kiedy to nastąpi – walczyć o związek.
Doremus broni tej idei szkalując koncepcję otwartej miłości. Uznaje wiarę, w to, że nie ma komplementarnej połówki, że drugi człowiek nie może spełnić wszystkich naszych potrzeb lub oczekiwań, a więc można ich spełnienia szukać gdzie indziej, bez konieczności porzucania "miłości życia", za objaw zaburzenia. Dla niego (przynajmniej w tym filmie) jest to sygnał, że człowiek jest niedojrzały, że coś z przeszłości powstrzymuje go przed pełnym zaangażowaniem się w monogamię. Dla reżysera poliamoryzm jest formą uzależnienia, a zatem potrzebny jest proces detoksykacji, odwyk, który pozwoli ludziom odkryć, że szara codzienność u boku jednej i tylko jednej osoby, jest na dłuższą metę bardziej satysfakcjonująca.
Nie zgadzam się z podejściem reżysera, ale wierzę, że gdyby Doremus znalazł ciekawą formułę, mógł przekuć swoje idee w fascynujący romans. Niestety nie wyniósł on niczego konstruktywnego z katastrofy, jaką byli "Przebudzeni" i pozostał przy nudnej monotonii (co swoją droga jest nie byle jaką sztuką, kiedy tematem filmu jest otwarty związek), przekombinowanych scenach i niewiarygodnych relacjach interpersonalnych. Nie pomaga filmowi nawet to, że między dwójką głównych aktorów czuć chemię. Reżyserowi nie udało się bowiem uwiarygodnić samych postaci, a przez to gra Houlta i Costy jest po prostu nieopłacalnym wysiłkiem.
Nie uwierzyłem bohaterom. Nie kupiłem wizji świata, którą kreśli Doremus. "Nowość" zmęczyła mnie równie mocno, co "Przebudzeni".
Ocena: 3
Doremus broni tej idei szkalując koncepcję otwartej miłości. Uznaje wiarę, w to, że nie ma komplementarnej połówki, że drugi człowiek nie może spełnić wszystkich naszych potrzeb lub oczekiwań, a więc można ich spełnienia szukać gdzie indziej, bez konieczności porzucania "miłości życia", za objaw zaburzenia. Dla niego (przynajmniej w tym filmie) jest to sygnał, że człowiek jest niedojrzały, że coś z przeszłości powstrzymuje go przed pełnym zaangażowaniem się w monogamię. Dla reżysera poliamoryzm jest formą uzależnienia, a zatem potrzebny jest proces detoksykacji, odwyk, który pozwoli ludziom odkryć, że szara codzienność u boku jednej i tylko jednej osoby, jest na dłuższą metę bardziej satysfakcjonująca.
Nie zgadzam się z podejściem reżysera, ale wierzę, że gdyby Doremus znalazł ciekawą formułę, mógł przekuć swoje idee w fascynujący romans. Niestety nie wyniósł on niczego konstruktywnego z katastrofy, jaką byli "Przebudzeni" i pozostał przy nudnej monotonii (co swoją droga jest nie byle jaką sztuką, kiedy tematem filmu jest otwarty związek), przekombinowanych scenach i niewiarygodnych relacjach interpersonalnych. Nie pomaga filmowi nawet to, że między dwójką głównych aktorów czuć chemię. Reżyserowi nie udało się bowiem uwiarygodnić samych postaci, a przez to gra Houlta i Costy jest po prostu nieopłacalnym wysiłkiem.
Nie uwierzyłem bohaterom. Nie kupiłem wizji świata, którą kreśli Doremus. "Nowość" zmęczyła mnie równie mocno, co "Przebudzeni".
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz