Z dala od orkiestry (2017)
Kiedy oglądałem "Z dala od orkiestry", czułem się, jakbym trafił do jakiejś sekty, gdzie w ramach indoktrynacji prezentowany jest żywot świętego założyciela. Te wszystkie peany na rzecz Zygmunta Lubicz Zaleskiego bardzo szybko zaczęły być męczące. A kiedy odkryłem, że nie jest to tak naprawdę biografia zasłużonego Polaka, lecz poddańczy hołd, straciłem resztki nadziei.
I co z tego, że miejscami forma dokumentu bywa ciekawa, skoro ponad wszystkim unosi się duch trudnego do zniesienia schlebiania? Twórcy nie zadają niewygodnych pytań, a dokonania Zaleskiego uważają za coś tak oczywistego, że nawet nie starają się pokazać, jak do nich doszedł. Tylko hasła takie jak to, że był podczas wybuchu II wojny światowej w Polsce, że trafił do Buchenwaldu, że oślepł na jedno oko, że kulał, że do czterdziestki pozostawał kawalerem sugerują, że miał barwny i fascynujący życiorys. W dokumencie tego nie sposób poczuć, bo całość sprowadza się po prostu do stwierdzenia: "Zaleski wielkim Polakiem był i kropka". Nawet jeśli to prawda, to i tak był tylko człowiekiem i warto było go przybliżyć widzowi, a nie stawiać na piedestale.
Ocena: 4
I co z tego, że miejscami forma dokumentu bywa ciekawa, skoro ponad wszystkim unosi się duch trudnego do zniesienia schlebiania? Twórcy nie zadają niewygodnych pytań, a dokonania Zaleskiego uważają za coś tak oczywistego, że nawet nie starają się pokazać, jak do nich doszedł. Tylko hasła takie jak to, że był podczas wybuchu II wojny światowej w Polsce, że trafił do Buchenwaldu, że oślepł na jedno oko, że kulał, że do czterdziestki pozostawał kawalerem sugerują, że miał barwny i fascynujący życiorys. W dokumencie tego nie sposób poczuć, bo całość sprowadza się po prostu do stwierdzenia: "Zaleski wielkim Polakiem był i kropka". Nawet jeśli to prawda, to i tak był tylko człowiekiem i warto było go przybliżyć widzowi, a nie stawiać na piedestale.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz