Jigsaw (2017)
Myślałem, że po siedmiu latach przerwy znajdą się w końcu twórcy, którzy będą w stanie przywrócić serii "Piła" stracony blask. Niestety bracia Spierig oraz scenarzyści nie wynieśli żadnych lekcji z katastrof, jakimi były ostatnie "Piły", i wzorowali się właśnie na nich. Co wścieka mnie tym bardziej, że w filmie jest wiele elementów, które mogły z "Piły: Dziedzictwa" uczyć najlepszą część od czasu "Piły III".
Tymi najlepszymi elementami są sekwencje z "grą" Pana Zagadki. Twórcy wrócili tu do koncepcji z samego początku. Gra nie jest przez jej twórcę spaczona, jak to będzie miało w późniejszych częściach, ale spełnia swój podstawowy cel: zbawienie przez cierpienie. Gdyby cały film został zbudowany tylko ze scen, w których piątka bohaterów próbuje przetrwać pułapki Jigsawa i jednocześnie konfrontowana jest z grzechami ze swojej przeszłości, byłbym obrazem zachwycony. Niestety w "Dziedzictwie" jest to jedynie fragment fabuły. Drugim dominującym elementem jest śledztwo prowadzone w sprawie tych zbrodni. Wątek ten zupełnie mnie nie interesował. Jego istnienie sprowadza się bowiem do pytania, kto stoi za wysypem zmasakrowanych ciał. Dla mnie to pytanie nie było aż tak istotne, a poza tym wydawało mi się oczywiste, że nawet bez wątku śledztwa na końcu filmu odpowiedź zostałaby widzom przedstawiona. W związku z tym, za każdym razem, kiedy się ten wątek pojawiał, ja traciłem zainteresowanie i z rosnącymi obawami czekałem na to, do czego on doprowadzi.
I niestety sprawdził się czarny scenariusz. Finał przywodzi mi na myśl wszystko, co w serii "Piła" (czyli tak naprawdę w trzech ostatnich częściach) było najgorsze. Nie podobał mi się ostateczny twist. Nie podobało mi się to, że kilka minut straciłem słuchając najbardziej kretyńskiego manifestu, jaki tylko można sobie wyobrazić. Byłem wściekły na twórców, że całkowicie przekreślili (podobnie jak w ostatnich "Piłach" oryginalnej serii) pierwotną ideę.
Po obejrzeniu "Dziedzictwa" z jeszcze większym niepokojem wyczekuję "Winchesteru". Bracia Spierig do tej pory nie nakręcili nic naprawdę interesującego, a film z Helen Mirren przynajmniej na papierze wypada intrygująco. Teraz wydaje mi się niemal pewne, że będzie to stracony potencjał.
Ocena: 3
Tymi najlepszymi elementami są sekwencje z "grą" Pana Zagadki. Twórcy wrócili tu do koncepcji z samego początku. Gra nie jest przez jej twórcę spaczona, jak to będzie miało w późniejszych częściach, ale spełnia swój podstawowy cel: zbawienie przez cierpienie. Gdyby cały film został zbudowany tylko ze scen, w których piątka bohaterów próbuje przetrwać pułapki Jigsawa i jednocześnie konfrontowana jest z grzechami ze swojej przeszłości, byłbym obrazem zachwycony. Niestety w "Dziedzictwie" jest to jedynie fragment fabuły. Drugim dominującym elementem jest śledztwo prowadzone w sprawie tych zbrodni. Wątek ten zupełnie mnie nie interesował. Jego istnienie sprowadza się bowiem do pytania, kto stoi za wysypem zmasakrowanych ciał. Dla mnie to pytanie nie było aż tak istotne, a poza tym wydawało mi się oczywiste, że nawet bez wątku śledztwa na końcu filmu odpowiedź zostałaby widzom przedstawiona. W związku z tym, za każdym razem, kiedy się ten wątek pojawiał, ja traciłem zainteresowanie i z rosnącymi obawami czekałem na to, do czego on doprowadzi.
I niestety sprawdził się czarny scenariusz. Finał przywodzi mi na myśl wszystko, co w serii "Piła" (czyli tak naprawdę w trzech ostatnich częściach) było najgorsze. Nie podobał mi się ostateczny twist. Nie podobało mi się to, że kilka minut straciłem słuchając najbardziej kretyńskiego manifestu, jaki tylko można sobie wyobrazić. Byłem wściekły na twórców, że całkowicie przekreślili (podobnie jak w ostatnich "Piłach" oryginalnej serii) pierwotną ideę.
Po obejrzeniu "Dziedzictwa" z jeszcze większym niepokojem wyczekuję "Winchesteru". Bracia Spierig do tej pory nie nakręcili nic naprawdę interesującego, a film z Helen Mirren przynajmniej na papierze wypada intrygująco. Teraz wydaje mi się niemal pewne, że będzie to stracony potencjał.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz