The Killing of a Sacred Deer (2017)

SPOILER

W swoim najnowszym filmie Yorgos Lanthimos zabiera nas w podróż w czasie. Cofamy się trzy tysiące lat. Jesteśmy na progu wojny trojańskiej. Agamemnon przypadkowo zabija jelenia, święte zwierzę bogini Artemidy. Ta domaga się ofiary z krwi. Agamemnon ma zabić swoją córkę Ifigenię. Jeśli tego nie zrobi, jego flota nigdy nie dotrze do Troi. Agamemnon staje przed straszliwym wyborem. Nie on pierwszy i nie ostatni w mitycznej Grecji.



Lanthimos już w tytule jasno daje znać, że jego film będzie wariacją na temat tego słynnego mitu. Jeśli jednak ktoś tego nie wychwycił, to w filmie pada jeszcze kilka wskazówek (łącznie z samym imieniem Ifigenii). Grecki reżyser inspiruje się najmroczniejszą wariacją mitu. Idzie śladami Ajschylosa i Eurypidesa opowiadając o przeklętym przez bogów rodzie Atrydów.

Grany przez Colina Farrella Steven Murphy spokojnie może uchodzi za potomka Atreusa. Jak jego sławny przodek Agamemnon (syn Atreusa), jest winny śmierci. Steven jest kardiochirurgiem. Jest również alkoholikiem. Przed laty, kiedy był po kilku głębszych, operował mężczyznę. Pacjent zmarł na stole operacyjnym. Prawdopodobnie był to wypadek. Możliwe nawet, że Steven nie był winny śmierci mężczyzny. Jednak dla greckich bogów nie ma to znaczenia. Jeśli uważają się za pokrzywdzonych, czują się w obowiązku wywrzeć karę na śmiertelnikach. U Lanthimosa bóg przybiera postać 16-letniego chłopaka. Nominalnie jest to syn zmarłego na stole operacyjnym pacjenta. Zachowuje się jednak tak, jakby był dzieckiem Tyzyfony. I wzorem Artemidy domaga się od Stevena ofiary krwi. Jest jednak łaskawszy od Artemidy, a zarazem bardziej perfidny. Nie wskazuje kogo Steven ma zabić. Wybór pozostawia jemu. Jest jednak haczyk – jeśli mężczyzna nie pospieszy się z wyborem, zginą wszyscy jego najbliżsi.

Tę wariację greckiego mitu Lanthimos ubrał w szaty egzystencjalnego horroru. Z pozoru jest to bardzo typowa opowieść. Zjawiska paranormalne zostały ograniczone do absolutnego minimum. Jednak reżyserowi udało się stworzyć klimat, którego nie byli w stanie wykreować tacy gatunkowi wyjadacze jak chociażby James Wan. Jednocześnie jest to film mocno surrealistyczny. Szczególnie na początku daje się odczuć umowność postaci. Są raczej symulacjami żywych ludzi, przywodząc na myśl aktorów z teatru antycznego. Mocno ograniczona ekspresja pozwala na podkreślenie egzystencjalnych aspektów całej opowieści.

Pod tą fantastycznie pomyślaną formą kryją się jednak te same demony, co zawsze u Lanthimosa. Reżyser jak w "Kle" czy "Lobsterze" i tu opowiada tę samą historię. Co akurat mnie osobiście nie przeszkadza. Nawet jeśli na poziomie przesłania się powtarza, to jednak za każdym razem robi to w inny sposób, testując granice abstrakcyjnego uogólnienia, do jakiego może się posunąć, by wciąż pozostać zrozumiałym dla odbiorcy. Sądząc po zachowaniu innych widzów kinowych, jest już bliski przekroczenia granicy, poza którą jego język filmowy stanie się nieczytelny. Ja jednak z chęcią obejrzę kolejny jego film o tym samym, pod warunkiem, że znów przesypie treść w całkiem nowe opakowanie.

Ocena: 8

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

An Affair to Die For (2019)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)