Der Bunker (2015)
Przewrotna opowieść o tym, że marzenia budują więzienia, w których zamykamy się zamiast żyć pełnią życia. Nikias Chryssos myśl tę prezentuje w filmie z pograniczna groteski i dobrego smaku.
Wraz z młodym studentem trafiamy do domu, który już na pierwszy rzut oka wydaje się dziwny. W końcu ile rodzin mieszka w bunkrze? Ale to jest tylko początek. Wśród domowników jest żona/matka, która słyszy głos. Zresztą inni też go usłyszą. Jej syn ma ponoć osiem lat, ale wystarczy na niego spojrzeć, by przekonać się, że nie jest to prawda. Mimo to nie przeszkadza mu to dzień w dzień przysysać się do piersi matki. Jego zakres wiedzy jest minimalny, a jedynym sposobem, by do niego dotrzeć, to być sadystą.
I to właśnie ten syn jest nośnikiem myśli przewodniej filmu. Pomimo swoich widocznych braków i ograniczeń, jest on karmiony nie tylko mlekiem z piersi matki ale również nierealistycznymi marzeniami, że zostanie kiedyś prezydentem. Aby te marzenia się kiedykolwiek ziściły, syn musiałby jednak nie tylko podszkolić się z zakresu wiedzy ogólnej, ale również poznać świat. A to ostatnie zdaje się w ogóle nie wchodzić w rachubę. W końcu nie bez przyczyny rodzina mieszka w bunkrze.
Ten "chory" świat Chryssos przedstawia w ciekawy sposób. Jednak na mnie jego film robił wrażenie niedorobionego "Baby Bump". Narracja jest jak na mój gust trochę zbyt leniwa. Reżyser nie wyciska też wszystkich soków z pomysłów, z których korzysta. Mimo więc intrygującej wizji świata całość pozostawiła u mnie poczucie niedosytu.
Ocena: 6
Wraz z młodym studentem trafiamy do domu, który już na pierwszy rzut oka wydaje się dziwny. W końcu ile rodzin mieszka w bunkrze? Ale to jest tylko początek. Wśród domowników jest żona/matka, która słyszy głos. Zresztą inni też go usłyszą. Jej syn ma ponoć osiem lat, ale wystarczy na niego spojrzeć, by przekonać się, że nie jest to prawda. Mimo to nie przeszkadza mu to dzień w dzień przysysać się do piersi matki. Jego zakres wiedzy jest minimalny, a jedynym sposobem, by do niego dotrzeć, to być sadystą.
I to właśnie ten syn jest nośnikiem myśli przewodniej filmu. Pomimo swoich widocznych braków i ograniczeń, jest on karmiony nie tylko mlekiem z piersi matki ale również nierealistycznymi marzeniami, że zostanie kiedyś prezydentem. Aby te marzenia się kiedykolwiek ziściły, syn musiałby jednak nie tylko podszkolić się z zakresu wiedzy ogólnej, ale również poznać świat. A to ostatnie zdaje się w ogóle nie wchodzić w rachubę. W końcu nie bez przyczyny rodzina mieszka w bunkrze.
Ten "chory" świat Chryssos przedstawia w ciekawy sposób. Jednak na mnie jego film robił wrażenie niedorobionego "Baby Bump". Narracja jest jak na mój gust trochę zbyt leniwa. Reżyser nie wyciska też wszystkich soków z pomysłów, z których korzysta. Mimo więc intrygującej wizji świata całość pozostawiła u mnie poczucie niedosytu.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz