Father Figures (2017)
"Bękarty" to przykład na to, jak w prosty sposób można spalić większość dowcipów. Wystarczy jedynie, że będzie się je obudowywać niekończącymi się opisami mającymi przygotowywać grunt pod zabawną sytuację. Te opisy są tak męczące, że kiedy w końcu pojawia się sam gag, zamiast radości czułem jedynie ulgę, że piętrowa konstrukcja została ukończona. Ulga rzecz jasna szybko się kończyła, ponieważ natychmiast rozpoczynała się budowa kolejne konstrukcji.
Film Lawrence'a Shera jest zbiorem prostych gagów, z których każdy został przez reżysera (jak również przez scenarzystę) rozdmuchany do absurdalnych rozmiarów. Drobny żarcik słowny zmienia się w 20-minutową sekwencję. Zabawny pomysł na typową komedię pomyłek zostaje tak rozwodniony, że praktycznie nic z niego nie pozostaje. Nawet plejada gwiazd w obsadzie nie jest w stanie tutaj pomóc. Głównie dlatego, że funkcjonują w bardzo ograniczonym zakresie.
Mimo to w "Bękartach" pozostało kilka scen, które mnie rozbawiło (z "siostrą" na czele). Relacja między braćmi jest zaś na tyle sympatyczna, że całość przy wszystkich swoich wadach ma w sobie zaskakująco dużo ciepła. "Bękarty" okazały się koniec końców standardową niezależną opowieścią, którą ktoś postanowił zrealizować w ramach maszynerii wielkiego studia. I to był błąd. Podobnie jak powierzenie reżyserii facetowi, który dotąd był operatorem. Filmowi brakuje lekkości i magii. To opowieść grubo ciosana, która bawi raczej przez przypadek, a nie za sprawą intencjonalnego działania twórców.
Ocena: 5
Film Lawrence'a Shera jest zbiorem prostych gagów, z których każdy został przez reżysera (jak również przez scenarzystę) rozdmuchany do absurdalnych rozmiarów. Drobny żarcik słowny zmienia się w 20-minutową sekwencję. Zabawny pomysł na typową komedię pomyłek zostaje tak rozwodniony, że praktycznie nic z niego nie pozostaje. Nawet plejada gwiazd w obsadzie nie jest w stanie tutaj pomóc. Głównie dlatego, że funkcjonują w bardzo ograniczonym zakresie.
Mimo to w "Bękartach" pozostało kilka scen, które mnie rozbawiło (z "siostrą" na czele). Relacja między braćmi jest zaś na tyle sympatyczna, że całość przy wszystkich swoich wadach ma w sobie zaskakująco dużo ciepła. "Bękarty" okazały się koniec końców standardową niezależną opowieścią, którą ktoś postanowił zrealizować w ramach maszynerii wielkiego studia. I to był błąd. Podobnie jak powierzenie reżyserii facetowi, który dotąd był operatorem. Filmowi brakuje lekkości i magii. To opowieść grubo ciosana, która bawi raczej przez przypadek, a nie za sprawą intencjonalnego działania twórców.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz