Suburra (2015)
Po obejrzeniu "Suburry" nabrałem jeszcze większej ochoty na "Soldado", czyli sequel "Sicario". Stefano Sollima pozytywnie mnie zaskoczył. Stworzył mięsistą opowieść o korupcji polityków, potędze gangsterów i wszechobecnych mackach kościoła, która jest zarazem poetycką i niezwykle klimatyczną przypowieścią o ludzkich wadach. Takie połączenie łatwo było sknocić. Wystarczyło minimalnie pomylić się w rozłożeniu akcentów, by zamiast wciągającego obrazu włoskiego świata polityczno-kryminalnego, powstał nabzdyczony, bełkotliwy bohomaz niespełnionego artysty.
"Suburra" sprawdza się przede wszystkim jako przypowieść o ludziach i tym, co ciągnie ich na dno. Mamy więc polityka, który pijany jest siłą partii, której jest członkiem. Wydaje mu się więc, że wszystko może, że jest bezkarny, bo jego ludzie są u władzy. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jak kruche są podwaliny jego wiary.
Mamy młodego Cygana, brata potężnego gangstera. Chłopak ma niewiele rozumu, za to duże ambicje. Też mu się wydaje, że przynależność do znanej przestępczej rodziny go ochroni. Też chce coś znaczyć, jak jego brat. Ale naga ambicja, której nic innego nie podpiera, jest zgubna.
Mamy też młodego gangstera, który dumnie puszy się i rozpycha na lokalnej scenie przestępczej. On też nie chce zgodzić się na miejsce, jakie wyznaczają mu inni. Wydaje mu się, że ma i rozum i siłę, by to zmienić. Ale każdy wąż ma miękkie podbrzusze i zawsze znajdzie się ktoś, komu uda się go zaskoczyć.
Jest wreszcie legenda przestępczego świata. Jego doświadczenia stały się zbroją, za którą kryje się pcyha. Zapomniał, że najciemniej jest pod latarnią, gdzie skryć się mogą maluczcy i skąd mogą mu zagrozić, kiedy najmniej się będzie tego spodziewać.
Sollima sprawnie wiąże wszystkie te wątki w jedną wspaniałą, przywodzącą mi na myśl "Boskiego" całość. Te skojarzenia wzmacnia jeszcze świetne wykorzystana muzyka M83 i wysmakowane zdjęcia.
"Suburra" zapewne spodobałaby mi się jeszcze bardziej, gdyby wątek z abdykacją papieża został nieco lepiej wpleciony w cała historię.
Ocena: 7
"Suburra" sprawdza się przede wszystkim jako przypowieść o ludziach i tym, co ciągnie ich na dno. Mamy więc polityka, który pijany jest siłą partii, której jest członkiem. Wydaje mu się więc, że wszystko może, że jest bezkarny, bo jego ludzie są u władzy. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jak kruche są podwaliny jego wiary.
Mamy młodego Cygana, brata potężnego gangstera. Chłopak ma niewiele rozumu, za to duże ambicje. Też mu się wydaje, że przynależność do znanej przestępczej rodziny go ochroni. Też chce coś znaczyć, jak jego brat. Ale naga ambicja, której nic innego nie podpiera, jest zgubna.
Mamy też młodego gangstera, który dumnie puszy się i rozpycha na lokalnej scenie przestępczej. On też nie chce zgodzić się na miejsce, jakie wyznaczają mu inni. Wydaje mu się, że ma i rozum i siłę, by to zmienić. Ale każdy wąż ma miękkie podbrzusze i zawsze znajdzie się ktoś, komu uda się go zaskoczyć.
Jest wreszcie legenda przestępczego świata. Jego doświadczenia stały się zbroją, za którą kryje się pcyha. Zapomniał, że najciemniej jest pod latarnią, gdzie skryć się mogą maluczcy i skąd mogą mu zagrozić, kiedy najmniej się będzie tego spodziewać.
Sollima sprawnie wiąże wszystkie te wątki w jedną wspaniałą, przywodzącą mi na myśl "Boskiego" całość. Te skojarzenia wzmacnia jeszcze świetne wykorzystana muzyka M83 i wysmakowane zdjęcia.
"Suburra" zapewne spodobałaby mi się jeszcze bardziej, gdyby wątek z abdykacją papieża został nieco lepiej wpleciony w cała historię.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz